kwietnia 29, 2007

Lough Allua

Jedziemy do położonego pomiędzy Ballingeary a Inchigeelagh centrum wędkarskiego Tir na Spideoga nad jeziorem Allua w hrabstwie Cork. Cel wyprawy: zdecydowanie szczupak – to będzie mój pierwszy szczupak, albowiem jedyny, jakiego do tej pory złowiłem miał około 20 cm, więc tak naprawdę się nie liczy. Na miejscu jesteśmy jakieś 20 minut przed 10-tą. Właściciel centrum wędkarskiego, Greg, jest Niemcem od 16-tu lat mieszkającym w Irlandii. Poza wypożyczaniem łodzi można na miejscu również kupić sprzęt, zjeść oraz oczywiście przenocować (B&B – nocleg ze śniadaniem). Wypożyczamy na cały dzień łódź (trzy osoby spokojnie mogą z niej wędkować) i zatankowany do pełna silnik spalinowy Yamaha (całe 2.5 KM), plus 5-cio litrowa bańka paliwa (rezerwa) za jedyne €30. Echosondę można wypożyczyć za €5, kolega mówi, że nie potrzebna a ja w decydującym momencie zapominam o tej możliwości. Jedziemy (a właściwie wracamy) na przystań, przepakowujemy graty na łódź i odbijamy. Tego dnia Greg również jest na wodzie, jako przewodnik dla dwójki Anglików. Poza Anglikami spotykamy jeszcze Litwinów i Węgrów. Jest dość ciepło, niestety niskie ciśnienie, umiarkowany wietrzyk, który czasami zupełnie zanika i co jakiś czas drobniusieńka mżawka. Pierwsze miejsce to płytki i wąski kanał, obrzucamy go dość dokładnie, ale bez efektów. Wypływamy, więc na otwarte wody i zmierzamy do pierwszej miejscówki. Mój kompan jest już nie pierwszy raz na tym jeziorze i zna kilka miejsc godnych uwagi. W około jak zwykle przepiękne, zielone, irlandzkie krajobrazy. Teraz może kilka słów o przynętach. Kolega próbował łowić na skutecznego w czasie swoich poprzednich wypraw jerka imitującego okonia Salmo Slider numer 10. Ja również na udającego okonia pływającego Gloog-a. Poza tym próbowałem rozmaitych obrotówek oraz oczywiście ripperów, choć jak mówił kolega – „tutaj na gumę nie biorą” – myślę że trochę w tym przesady bo jak mogą nie brać na gumę? On po prostu jest fanem woblerów a w szczególności bezsterowców. Jednak wszystko to okazało się nic nie warte. Tego dnia uratowała nas, Rapalla ponieważ tylko na te woblery mieliśmy brania. Skuteczne były nie zawodne jak zwykle x-rap-y w barwach okonia i gold. Całe przedpołudnie pływaliśmy bez efektu, nie licząc dwóch maluszków (20 – 30 cm) W końcu około południa kolega zacina, holuje i podbiera pierwszego szczupaka. Po jakimś czasie napływamy na miejscówkę pomiędzy pionowymi skałami a wyspą z trzciny. Kolega ma potężne branie i zaczyna holować sporego szczupaka. Ryba zbliża się do łodzi i widzimy jego rozmiary – nie mamy wątpliwości, że to metrówa. Niestety, po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, że największe ryby zostają w wodzie. Szczupak mija łódź zmieniając tym samym stronę, którą obrócony jest w kierunku wędki, wobler wypada mu z pyska – odpływa niespiesznie… Kontynuujemy obławianie w kierunku zachodniego krańca jeziora, łowimy kilka małych okoni. W końcu w niewielkiej zatoczce zacinam szczupaka słuszniejszych rozmiarów, na oko ma ponad 70cm. Jednak i w moim przypadku sprawdza się stara wędkarska prawda. Przy samej łodzi szczupak gwałtownym zrywem w fontannach wody wytrząsa woblera i znika w toni. Teraz znowu kolej na mojego towarzysza. Tym razem szczupak 71cm ląduje w łodzi Zdjęcia, mierzenie i do wody Na jeziorze wolno zabrać jednego szczupaka, poniżej 50cm – nie zamierzamy jednak korzystać z tej możliwości. Wreszcie nadchodzi moja chwila – po pełnym emocji holu ląduje w łodzi mój największy jak do tej pory szczupak – uczciwa 60-tka Również wraca do wody.
Płyniemy dalej, przeciskając się przez płycizny i pilnując na dziobie, aby nie zawadzić o podwodne skały widzę pod wodą pierzchające przed łodzią całe ławice ryb, które rozmiarami przypominają mi 2-u, 3-rzy kilowe karpie, które łowiłem w zeszłym roku – to tutejsze leszcze. Tutaj prawie nikt nie łowi białorybu, tak, więc natychmiast przychodzi myśl, że gdyby zanęcić jakąś miejscówkę… Robi się popołudnie, zaczynamy wracać obławiając ponownie miejsca, w których mieliśmy poprzednio brania w tym poprzednie stanowisko naszego metrowego kolegi. Bez efektu – na pocieszenie wyciągam ładnego okonia – to również największy, jakiego do tej pory złowiłem. około 19 zaczyna się już szarówka a na dodatek zaczyna mocno padać. Płyniemy na przystań, to był dobry, uczciwie przespinningowany dzień. Na pewno tu wrócimy. W sumie złowiliśmy 4 czy 5 szczupaków i kilka okoni, gdy oddajemy silnik okazuje się, że mieliśmy lepszy wynik niż Greg i Anglicy, którzy złowili tylko dwa szczupaki po 50 cm i 60 cm
Dla zainteresowanych telefon do Grega +353 26 47 151

kwietnia 26, 2007

Malutki konger i eksperyment z feederem


Tego dnia postanowiłem sprawdzić czy z brzegu na Atlantyku można łowić poczciwym feeder-em, jakiego cały zeszły rok używałem na Wiśle i rozmaitych wodach stojących. Zamiast mocarnego beachcastera, uzbroiłem feeder o cw. do 110g. Przez roztargnienie zamiast szpuli z żyłką 0.26 wziąłem szpulę z resztką zeszłorocznej 0.22. Ponieważ do był eksperyment, niezrażony dowiązałem do niej zestaw typu paternoster na żyłce do 14kg (około 04 – 0.5 na oko) z ciężarkiem 100g i hakiem 4/0
Eksperyment zakończył się pełnym powodzeniem, mimo bardzo cienkiej, jak na warunki połowu, żyłki, udało się wyholować kilka rekinków psich oraz malutkiego kongera, którego można oglądach na zdjęciu. Eksperymentalny zestaw to feeder Shimano Hyperloop o długości 3.6m i cw. do 110g, kołowrotek Shimano Catana 4000FA z resztką starej żyłki Mikado Ultrafiolet.

kwietnia 25, 2007

Rdzawiec


Ten, ponad pięćdziesięciocentymetrowy rdzawiec (pollack) został złowiony z brzegu, po zmroku w miejscowości Ventry. Połaszczył się na niewielki bezsterowy wobler, jakiego zwykle używa się na bolenia. Na wstawce widać jak nietypowo wobler utknął podczas czasie brania w jego pysku. Tego wieczoru udało się złowić jeszcze wiele, rdzawcy ale ich długość nie przekraczała 20 cm. Rdzawce agresywnie żerowały gdyż pogoda dopisywała, a księżyc świecił jasno i mocno. Ryba złowiona na wędkę Dragon Millenium Heavy Duty Power Jig 5g – 25g długości 2.4m z kołowrotkiem Shimano Catana 2500FA i plecionką Berkley Fireline. Hol był dość krótki a ryba nie walczyła mocno, prawdopodobnie z powodu nietypowego zacięcia.

kwietnia 22, 2007

Slea Head

Wyprawa na klify Slea Head. Dojechaliśmy tam wąską dróżką i zostawiliśmy samochód przytulony do kamiennego murku przy jednej z miejscowych posiadłości. Graty w garść jeszcze tylko skok przez drut kolczasty, którym ogrodzone było pastwisko dla owiec i manewrując pomiędzy pozostałościami ich wypasu jęliśmy zmierzać przez bajecznie zieloną trawę w kierunku wybrzeża. Jak doszliśmy, jak zobaczyłem te klify to pomyślałem w pierwszej chwili że po prostu firma w której aktualnie pracuje, może mieć jednego inżyniera mniej po tym wieczorze…





Droga do miejsca łowienie nie była wcale łatwa

W końcu udało się znieść wszystkie klamoty na miejsce


Przy okazji uświadomiłem sobie, że tak zalecany na takie wyprawy kombinezon wypornościowy to tylko taki plaster na sumienie, bo nawet, jeśli nieszczęsnemu wędkarzowi udałoby się przeżyć upadek

To i tak ocean chwilę później roztrzaska i rozerwie nieboraka

W czasie gdy ja jeszcze stałem na pół oniemiały na pół zszokowany (jak James Bond – wstrząśnięty – nie zmieszany) kolega już wyciągnął przyzwoitego rdzawca.

W pobliżu klifu jest spora łąka podwodna i rdzawce żerują w jej okolicach, niestety owocuje to dużą ilością zaczepów a serce drży, bo w pierwszej chwili wydaje się, że to ryba – albowiem zielsko pracuje poruszane falami. Po chwili miałem branie, ale ryba zwiała urywając plecionkę razem z gumą (łowiliśmy na niewielkie kopyta z główką 18g – 25g). Po chwili kolega podobnie zaciął kolejnego rdzawca, ale i ten spryciula uwolnił się z haka. Po tym brania ustały – jak twierdzi kolega te dwa spłoszyły żerujące stado rdzawców i dlatego nie było już, czego szukać – podobno ryba jak jest to bierze a jak nie bierze to znaczy, że jej nie ma i należy zmienić miejsce. Na otarcie łez na zakończenie jeszcze wrasse, konkretniej – ballan wrasse – czyli po polsku wargacz kniazik

Droga powrotna również nie była wcale łatwa

kwietnia 20, 2007

Rekinek Psi


Nocna wyprawa do Ventry wraz z kolegą, znakomitym kucharzem z pobliskiego hotelu. Wędkowaliśmy przy wyjątkowo niskim stanie wody w czasie odpływu. Mimo iż nie mieliśmy wielkich nadziei udało się złowić kilka rekinków psich (dogfish). Rekinek bierze zdecydowanie, jednak zacięcie nie powinno być natychmiastowe, a raczej po pewnej chwili. Sporo brań kończyło się pozostawieniem przynęty, również kilka zacięć było pustych. Rekinek po lądowaniu jest agresywny i należy zachować ostrożność, ponieważ stara się ugryźć nieuważnego wędkarza. Skóra, jak to u rekinów, w dotyku przypomina papier ścierny i zwłaszcza latem, kiedy wędkuje się w krótkich spodniach i koszulkach z krótkim rękawkiem, może być przyczyną nieprzyjemnych otarć gdy nieuważnie obchodzimy się z rekinkiem. Rekinek zaczyna być aktywny dopiero o zmroku w dzień „śpi” przy dnie. Zestawy uzbrojone były w haki od 1/0 do 3/0 a za przynętę służyła makrela pocięta w paski.