listopada 16, 2008

Turbocik

Jedna z ostatnich sesji w tym roku. Udajemy się wraz z TPE na skalistą miejscówkę położoną przy piaszczystej plaży. To nowe miejsce więc nie nastawiamy się na nic konkretnie a raczej na rekonesans. TPE zabiera wędkę spinningową a ja gruntówkę. Pogoda nie jest ani ciepła ani sucha a niebo jest szare.

TPE szybko się zniechęca do spinningowania i oddajemy się dyskusji. Zostaje ona jednak kilka razy przerwana baniami małych turbotów (Psetta maxima). Rybki są niewielkie ale najbardziej dziwi sama ich obecność w tym miejscu.

Niebawem zaczyna się ściemniać i zbieramy się do domu.

listopada 02, 2008

Czarniak

Czarniak, Pollachius virens, (ang. coalfish). Wreszcie udało mi się złowić czarniaka o rozmiarach większych niż sledzik. Do 130 cm długości i ponad 30 kg wagi które maksymalnie może ta ryba osiągać, brakuje mu bardzo dużo. Jednak nawet przy swoich niewielkich rozmiarach dał dobrą walkę, chyba jednak mocniejszą niż rdzawiec. Podobnie jak większość jego dorszowatych pobratymców w tym roku, złowiony został na jiga pionowego.

listopada 01, 2008

Molwa

Molwa pospolita, Molva molva, (ang. ling), jest kolejną rybą z rodziny dorszowatych, która jest typowym połowem wędkarzy na Północnym Atlantyku obmywającym wody Europy. Ryba ta może maksymalnie osiągać 2 metry długości i 45 kg wagi. Przebywa przeważnie w głębszych wodach. Poławiana zazwyczaj na kawałki mięsa, ale i na pilkery, choć uważa się, że są mniej skuteczne. Ryba walczy inaczej niż rdzawiec, dorsz, czarniak czy witlinek i wędkarz może ją łatwo rozpoznać na wędce. Wyraźnie wyczuwalne są serie szybkich szarpnięć. Ryba ta ma również duże znaczenie komercyjnie.

października 18, 2008

Pike Challenge 2008

Na wodach Lough Allua po raz ósmy rozegrano zawody Pike Challenge. Uczestnicy to gównie stali bywalcy ośrodka Tir na Spideoga. Zawody miały raczej charakter spotkania towarzyskiego i dobrej zabawy. Na potwierdzenie tego, można powiedzieć że sam organizator zawodów, miejscowy przewodnik, również brał w nich udział. Jak można się było spodziewać to on właśnie został zwycięzcą w kategorii największa ryba (95 cm) oraz największa masa złowionych ryb. Trzecią nagrodę dla „najlepszej załogi” dostał jego kolega z łodzi , znany nam szyper Jim, z którym nie raz wypływaliśmy w morze. Jeśli chodzi o pozostałych uczestników to większość z nich wróciła bez ryby, co i mnie przypadło w udziale. Drugi rezultat dnia przypadł mojemu współtowarzyszowi z łódki – Litwinowi, który złowił 3 szczupaczki o rozmiarach proszących o przemilczenie. W podsumowaniu, miłe spotkanie ze znajomymi, wyborna kolacja i taki sobie dzień na wodzie. Może w przyszłym roku lepiej pójdzie...

października 11, 2008

Sposób na żarłacza

Druga połowa roku została zdominowana przez liczne rejsy w poszukiwaniu rekinów. Najczęstszym celem i zdobyczą był żarłacz błękitny Prionace glauca. Technice poławiania tego gatunku poświęcony jest poniższy tekst.

Technika
Typowym sposobem poławiania rekinów żerujących w toni jest wabienie ich przy pomocy smugi zanętowej. W smudze tej ustawia się kilka uzbrojonych przynęt. Łódź musi się znajdować w dryfie. Im szybciej dryfuje, tym dłuższą smugę zostawia, a więc obszar wabienia staje się większy. Z tego właśnie powodu bezwietrzna pogoda nie sprzyja łowieniu rekinów tą techniką. Można ją zaliczyć do metod spławikowych, gdyż przynęta zawieszana jest w toni właśnie za pomocą spławika, którego rolę najczęściej pełni zwykły dziecinny balonik.

Zazwyczaj w wodzie zastawia się trzy do czterech zestawów, w zależności od wielkości łodzi. Lokuje się je w różnej odległości, aby zmniejszyć szanse na splątanie. Przynętę każdego zestawu umieszcza się na innej głębokości, aby zmaksymalizować szanse na branie. Przykładowo są to głębokości: stu, pięćdziesięciu i dwudziestu pięciu stóp wody (między 30 a 5 metrów).

Zanęta
Przygotowanie zanęty to nieodłączny element rejsu w poszukiwaniu rekina. Najczęściej nazywa się ją chum , choć na wyspach brytyjskich stosuje się raczej nazwę rubby dubby w Australii natomiast nazywana jest burley. Najbardziej typową zanętą są drobno pokrojone makrele, rozgniecione z płatkami owsianymi. To niejako baza. Dodatkowo można dodać olej roślinny. Innymi typowymi dodatkami jest olej rybny, rybie wnętrzności, suszona krew czy nawet gotowe granulaty przeznaczone do wabienia rekinów.
Tak przygotowaną zanętę umieszcza się w wodzie. Najczęściej stosując do tego siatkę na cebulę, gdyż duże dziurki zapewniają kontrolowane wydostawanie się zanęty do wody. Drugi koniec może być wygodnie przywiązany do knagi czy relingu na łodzi. Oczywiście jak zwykle w takich wypadkach można znaleźć różne inne dozowniki zanęty. Od gotowych konstrukcji za spore kwoty po samoróbki z ponawiercanych wiader czy beczek.


Przynęta
Jako przynętę najczęściej używa się całej ryby, najlepiej takiej, na której żerują rekiny. Oczywiście, jak zwykle w wędkarstwie nie jest to jedyna słuszna metoda i z równie dobrym skutkiem można stosować np. flappery, czyli ogólnie mówiąc całą rybę z wyciętym kręgosłupem. W przypadku stosowania całej ryby, zalecane jest płytkie ponacinanie przynęty lub rozcięcie brzucha. Innym sposobem jest uzbrojenie żywej ryby z obciętym ogonem, która szamocąc się i krwawiąc dodatkowo wabi rekiny. Typowo, w naszej szerokości geograficznej, jako przynęta używana jest spora makrela. O ile nie ma większego sensu rozwodzić się nad możliwością stosowania innych gatunków ryb jako przynęty, o tyle warto się na chwilę zatrzymać przy sposobach ich zbrojenia. Najbardziej klasycznym sposobem jest przebicie hakiem łba ryby od dołu, tak, aby ostrze haka wyszło górną częścią głowy, czyli tzw. zbrojenie za łeb – a). Innym sposobem jest uzbrojenie całej ryby podobnie jak czyni się to z flapperem. Przekłada się hak przez dolną szczękę, od wewnętrznej strony pyska na zewnątrz, a następnie przebija się ostrze pod łukiem skrzelowym, tak, aby wyszło po stronie brzusznej, pomiędzy elementami kostnymi stanowiącymi mocowanie mięśni płetw piersiowych. Następnie energicznym ruchem pociąga się za linkę, co ustawia i stabilizuje hak w ciele ryby – b). Wadą obydwu powyższych metod jest to, że ostrze haka skierowane jest w kierunku głowy ryby stanowiącej przynętę. Rekin istynktownie chwyta rybę od głowy. Dlatego aby zwiększyć szansę zacięcia lepiej jest umieścić hak tak, aby ostrze skierowane było ku tyłowi ciała ryby będącej przynętą. Hak można umieścić tak jak w poprzednio opisanym przypadku pomiędzy płetwami piersiowymi lub też nieco dalej ku tyłowi. W obydwu przypadkach dla zapewnienia stabilności i trwałości takiego zbrojenia przypon należy przywiązać do nasady ogona przynęty za pomocą elastycznej nici do przynęt (bait elastic) – c) i d).


Zestaw
Do uzbrojenia przynęty używa się najczęściej haków o rozmiarach od 9/0 do 11/0. Zalecane jest, aby haki miały spłaszczony zadzior. Moim zdaniem jednak znacznie ważniejsze jest, aby były to haki brązowe, tak, aby szybko rdzewiały i rozpadały się w kontakcie ze słoną wodą. Jest to ważne, gdyż wyciąganie haka z pyska ryby może być tyleż trudne, co niebezpieczne. Używając brązowych haków mamy pewność, że nawet, gdy jesteśmy zmuszeni obciąć przypon, rekin maksymalnie w ciągu kilku dni pozbędzie się haka pozostawionego w jego pysku. Sam zestaw najczęściej spotyka się w dwóch odmianach. Pierwsza i jak się zdaje bardziej rozpowszechniona składa się ze stalowego przyponu ugryzieniowego (bite trace) o długości około 2 ft i wytrzymałości około 200 lb, do którego dowiązany jest przypon tarciowy (rubbing trace) z około 10 ft mono o wytrzymałości 250 – 300 lb. To do niego dopiero jest dowiązana linka główna. Taka konstrukcja zastawu ma za zadanie po pierwsze wytrzymać ugryzienia rekina a po drugie uchronić zestaw jak i rekina w czasie walki. Rekin chcąc się uwolnić obraca się wokół własnej osi zwykle oplątując się linkami. Gruby monofilament ma nie tylko przetrwać kontakt z ostrą jak papier ścierny skórą rekina, ale również zminimalizować otarcia, których doznaje zwierze w czasie walki. Wielu łowców rekinów, uważających się za doświadczonych jest gotowa umrzeć, przekonując, że taki właśnie zestaw jest najlepszy. Ma on jednak jedną zasadniczą wadę. Gdy rekin w czasie walki, owinie się w zestaw, w zasięgu jego pyska znajduje się jedynie żyłka z mono. I niezależnie czy jest pojedyncza czy podwójna i czy o wytrzymałości 300 lb czy 500 lb rekin z łatwością ją przegryzie. Efektem jest nie tylko stracona ryba, ale i prawie pewna, długotrwała śmierć rekina oplątanego naszym zestawem. Dlatego preferuję stosowanie nieco innego zestawu składającego się podobnie jak poprzednio z 2 – 3 ft przyponu ugryzieniowego z linki stalowej o wytrzymałości 300 - 350 lb, do której dołączony jest, około 15 ft odcinek powlekanego nylonem drutu o wytrzymałości 200 lb. W połowie swojej długości drut ten jest przedzielony krętlikiem, aby uniknąć poskręcania. Nylonowe powleczenie chroni rekina przed otarciami równie dobrze jak mono, natomiast daje większe szanse na sukces, gdy oplątany zestawem rekin zaczyna gryźć elementy znajdujące się w pobliżu jego pyska. Jeśli chodzi o wytrzymałość to 200 lb zestaw pozwoli wyholować każdego żarłacza błękitnego, którego można spotkać na wodach północengo Atlantyku. Przypon ugryzieniowy o mocy około 400 lb daje nam pewność siebie w wypadku spotkania z żarłaczem śledziowy, sześcioszparem lub innym większym rekinem. Obydwa przypony powinny być dołączane przy pomocy agrafek, co znacznie ułatwia demontaż całego zestawu, gdy rekin już jest na łodzi. Całość wraz z przynętą powinna być dociążona niewielkim ciężarkiem o masie około 2 oz. Ciężarek najlepiej zamocować na łączeniu przyponu ugryzieniowego. Ostatnim elementem jest spławik. Jak zostało napisane wcześniej spławik jest najczęściej zrobiony z balonika, choć spotyka się w użyciu połączone dwa spławiki o wyporności 2 oz każdy lub też niewielkie plastikowe butelki po napojach. W przypadku balonika, po wypuszczeniu zestawu na pożądaną odległość dowiązuje się go do linki głównej. Można też stosować specjalne uchwyty przesuwające się po lince głównej a blokowane w pożądanym miejscu węzłem lub innym stoperem.


Sprzęt
Opis sprzętu wypada zacząć od linki i ważnego stwierdzenia, że do połowów rekinów należy używać żyłki gdyż plecionka się do tego nie nadaje. Jest to dość oczywiste wśród ludzi łowiących duże ryby morskie czy uprawiających połowy typu big game. Niestety, często można spotkać morskich nowicjuszy, z jakimś doświadczeniem spinningowym, co gorsza, podbudowanych teoretycznie relacjami z eksperymentów doświadczonych wędkarzy, którzy z uporem lepszej sprawy chcą łowić rekiny przy pomocy plecionek. Widziałem to przynajmniej kilka razy i zawsze kończyło się tak samo. Utratą ryby. Co gorsza „Johnny Rekin” będzie taszczył ze sobą przez dłuższy czas przeszło 5 metrów dwustu-funtowego przyponu. Oczywiście doskonale rozumiem chęć eksperymentów, ale te w swej istocie można robić znając już podstawy. Posiadając opanowany warsztat i wiedząc, czego się można spodziewać. Żarłacz to często ponad 50-cio kilogramowa ryba przekraczająca dwa metry długości. Szybko pływający drapieżnik otwartych wód oceanicznych. A przy wspomnianych rozmiarach to nie leciwy dziadziuś a wchodzący w dorosłość młodzian pełen sił. Wymienię więc, kilka powodów, dla których plecionka nie nadaje się do tego zadania. Pierwszy, najbardziej oczywisty, to brak amortyzacji. Nie ma co liczyć, że wędka zamortyzuje szarże ryby. Często już w pierwszej fazie, gdy rekin dowiaduje się, że jest na wędce, jego uderzenie jest tak gwałtowne, że nierozciągliwa plecionka pęka. Dodatkowo, w wodzie znajduje się znaczna długość linki, która sama w sobie stawia znaczny opór, szczególnie, gdy drapieżnik gwałtownie zmienia kierunek ucieczki. Nie będę tu pisał o tym, że plecionka beznadziejnie łatwo przeciera się o ostrą jak papier ścierny skórę rekina. Uważam, że ma to drugorzędne znaczenie, jako że prawidłowo skonstruowany zestaw powinien przeciwdziałać jakiemukolwiek kontaktowi linki głównej z ciałem ryby. Dlatego na drugim miejscu, wymieniłbym znaczną trudność w rozplątywaniu wszelkich splątań na plecionce. Przynajmniej w porównaniu do mono. Już samo operowanie na łodzi zestawem składającym się z takiej ilości żelastwa, naraża plecionkę na zahaczenie, zaplątania i przetarcia. Zakładając jednak sprawność i czujność wędkarza, można to pominąć. Nie da się natomiast pominąć tego, że w wodzie niedaleko od siebie ląduje kilka zestawów. W czasie dryfu linki się często krzyżują i ocierają. Tak nad wodą jak i pod jej powierzchnią. Zwykle wystarczy poczekać a wiatr i pływ sprawi, że powrócą do prawidłowego układu. Jednak zwykle nie stanie się tak z plecionką. Tutaj dotykamy drugiego aspektu, łowienie na plecionkę może być niezwykle uciążliwe dla współ-łowiących, z których zestawami nasz będzie się plątał znacznie częściej niż zwykle. Pół biedy, jeśli to nasi koledzy. I tu dochodzę do trzeciego argumentu, który jest trochę powiązany z drugim. Mewy. Stada ptaków są zwykle pierwszymi istotami, które odnajdują naszą zanętę (rubby dubby). Dodatkowo wiele z nich nauczyło się kojarzyć jednostki pływające z darmowym jedzeniem. I o ile mewy rozmaitych gatunków zdają się doskonale widzieć i unikać żyłek mono, o tyle plecionka jest dla niech niewidoczna. W skrócie już ujmując powoduje to jeszcze więcej splątań nie tylko z mewą w roli głównej, ale i z zestawami w wodzie, po kolei zbieranymi w czasie ściągania własnego zestawu z szamoczącą się mewą. Jakich może to przysporzyć kłopotów wie ten, który próbował wyplątać ze sterty linek, wkurzonego i agresywnego ptaka, z dużym, ostrym dziobem o półtorametrowej rozpiętości skrzydeł. Problemowi używania plecionki poświęciłem może nienaturalnie dużo miejsca, ale wydaje mi ważne, aby uświadomić istotne fakty. Szczególnie, że często widać chęć takich eksperymentów, zwłaszcza u ludzi niemających wielkiej wprawy w tym, co robią. Reasumując jako linkę główną najlepiej użyć żyłko o mocy 40 lb. W przypadku nastawiania się na większe gatunki rekinów nawet 80 lb nie będzie wielką przesadą. Kołowrotek powinien mieścić 300 yd linki i być zaopatrzony w terkotkę. Optymalnie, jeśli ma hamulec ustawiany dźwignią a nie gwiazdą. Dodatkową zaleta jest brak wodzika, co pozwala w niektórych sytuacjach nawinąć na szpulę przypadkowe, pozostałości balonika czy nawet sam przypon ze stalowej linki. Wędka, najlepiej krótka i dość sztywna o mocy około 50 lb. Dolnik powinna mieć dostosowany do użycia buttpad-a gdyż walka z rekinem może trwać na tyle długo, że nawet tęgi wędkarz poczuje zmęczenie w rękach.

Łowienie
Samo łowienie, nie należy do najbardziej ekscytujących zajęć. Przede wszystkim dlatego, że głównie składa się na nie oczekiwanie na branie ryby. Początek łowienia wiąże się zwykle z nałowieniem odpowiedniej ilości przynęt oraz zrobieniem zanęty. Tę część można wręcz uznać za niezbyt przyjemną, chyba, że ktoś lubi babrać się w rybiej papce. Po umieszczeniu zanęty i zestawów w wodzie pozostaje już tylko czekać na, branie i odjazd ryby, sygnalizowany terkotaniem kołowrotka. Hamulec powinien być ustawiony jedynie tak, aby zapobiegał wysnuwaniu linki przez pływ i ruch łodzi. Jednocześnie stawiając minimum oporu rekinowi w czasie brania. Gdy to już nastąpi należy spokojnie poczekać kilka sekund, wyjąć wędkę z uchwytu i ustawić hamulec. Jeśli siła odjazdu nie słabnie rekin jest już najprawdopodobniej zacięty. Jeśli w momencie ustawiania hamulca wyczujemy wahanie, dobrze jest wykonać zacięcie. Nie jedno obszerne i bardzo mocne, (które zwykle kończy się zerwaniem zestawu) a kilka krótkich i mocnych. Analogia do wbijania gwoździa. Jeżeli po dokręceniu hamulca żyłka przestaje być wybierana, należy spokojnie i powoli zacząć ją zwijać. Jest bardzo prawdopodobne, że rekin ponowi atak. Samą walkę z żarłaczem błękitnym można opisać jako serię, zwykle 4 do 6, odjazdów wyzwalanych bliskością łodzi. Pomiędzy nimi ryba daje się podciągać do łodzi stawiając jedynie opór swoimi dużymi płetwami piersiowymi, których używa jak hamulców hydrodynamicznych. Gdy ryba w końcu pozwoli się podciągnąć do samej łodzi, zwykle możemy liczyć na jeszcze jeden do dwóch odjazdów spowodowanych próbą podebrania. Rekin w odruchu obronnym obraca się wokół własnej osi, dlatego w ostatniej fazie holu może się oplątać naszym zestawem. To w tym momencie zaowocuje posiadanie całego przyponu wykonanego ze stalowej linki, co opisałem w części o budowie zestawu.

Lądowanie
Podczas lądowania rekina najważniejszą sprawą jest odpowiednie obchodzenie się z nim, tak, aby nie spowodować śmiertelnych obrażeń. Rekiny jako ryby chrzęstnoszkieletowe nie posiadają żeber stanowiących klatkę piersiową. Oznacza to, że są bardzo narażone na przemieszczenie narządów wewnętrznych, które zwykle kończy się powolną śmiercią ryby. Szczególnie narażone są większe osobniki. Dlatego przebywanie ryby w pozycji pionowej poza wodą należy ograniczyć do minimum. W lądowaniu rekina bardzo pomocne są drzwi na tyle łodzi. Niestety niewiele jednostek jest wyposażona w to udogodnienie, a co za tym idzie zwykle rekina trzeba jakoś wtaszczyć na pokład pokonując wysokość burty. Wydaje się, więc że najlepszy do tego zadania jest poczciwy podbierak. Musi on jednak spełniać kilka wymogów. Po pierwsze musi być odpowiednio duży, aby zmieścić nieraz trzy metrową rybę. Materiał, z którego jest wykonany musi być odpowiednio mocy, nie tylko, aby nie przetarł się w czasie kontakty ze skórą rekina, ale także by ryba nie tak łatwo była w stanie go przegryźć. Na zdjęciu powyżej można dostrzec fragmenty siatki podbieraka w pysku ryby, która wygryzła w nim sporą dziurę w czasie podbierania. Ostatnim istotnym elementem jest pełna i odpowiednio mocna obręcz, tak, aby można było do niej dowiązać linę. W ten sposób, podczas lądowania ryby, jedna osoba operuje rękojeścią podbieraka, a druga liną przywiązaną do obręczy. Inną popularną metodą jest zarzucenie pętli z liny na ogon rekina. Metoda ta ma jednak tę wadę, że ryba znajduje się w pozycji pionowej a więc jest narażona na wspomniane przemieszczenie narządów wewnętrznych. Dlatego jeśli decydujemy się na ten sposób lądowania, dobrze jest, jeśli druga osoba pochwyci rekina osęką na pysk. Oczywiście osęka nie powinna być ostro zakończona, lub też osoba nią operująca powinna wiedzieć jak jej użyć, aby nie wyrządzić rekinowi krzywdy. Gdy rekin znajdzie się już na pokładzie zazwyczaj nadal usiłuje się obracać wokół własnej osi, co zwykle owocuje tym, że dodatkowo oplątuje się naszym zestawem. Dlatego ważne jest, aby można go było szybko rozłączyć (agrafki) i odplątać rybę. Przy wyhaczaniu niezbędna jest ostrożność z uwagi na niezwykle ostre zęby ryby. Często najlepszym rozwiązaniem jest po prostu odcięcie przyponu ugryzieniowego. Przy wypuszczaniu ryby, jeśli wymagana jest reanimacja, należy pamiętać, że rekin nie posiada komory skrzelowej, dlatego nie jest w stanie wytworzyć przepływu wody przez skrzela w bezruchu. Dlatego niezbędne jest w takim przypadku poruszanie rybą w przód i w tył, aby przepływ ten zapewnić. Jednak, jeśli użyjemy odpowiedniego sprzętu, i nie będziemy ociągać się z odhaczeniem i wypuszczeniem ryby, przestrzegając przy okazji podstawowych zasad, rekin zwykle wróci do wody w dobrym stanie.

września 17, 2008

Fart z rekinem

Piękny słoneczny i niemal całkowicie bezwietrzny dzień w połowie września w Irlandii. To nie częste zdarzenie, zwłaszcza w tym roku. Spotykam się z Johnem Waldronem parę minut po ósmej w marinie w Kilrush. Wypakowując sprzęt z samochodów, zgodnie dochodzimy do wniosku, że oryginalny pomysł nastawienia się na rekiny ma niewielkie szanse powodzenia. Głównym powodem jest brak wiatru a więc marny dryf. To oczywiście przekładałoby się na niewielki ślad zanętowy na wodzie, a co za tym idzie niewielki obszar wabienia rekinów. Na pocieszenie, pogoda wydaje się idealna na wędkowanie na rafach i to też postanawiamy robić.

Obławiamy kolejno podmorskie struktury, które John ma zapisane na mapie. Łowimy głównie rdzawce w granicach 60 - 70 cm długości. Oczywiście od czasu do czasu, jako przyłów i miłe urozmaicenie, trafia się wargacz, makrela, skad czy częściej witlinek a nawet dorsz. Nie wiemy jeszcze, że niebawem będziemy bardzo zdziwieni kolejnym przyłowem.


Pogoda nadal utrzymuje się doskonała, niemal letnia. W promieniach słońca podciągam ku powierzchni kolejnego rdzawca. Po dwóch przyzwoitych odjazdach ryba ma już siłę jedynie biernie stawiać opór. Zdecydowanie podciągam ją z około 60 m wody. Gdy ryba jest już przy powierzchni widzę żarłacza błękitnego, pojawiającego się niby z nikąd, który gwałtownie atakuje mojego rdzawca. Puszcza go, wykonuje ciasny zwrot i ponownie łapie rybę w pół, odgryzając z niej spory kawałek ciała.

Krzyczę do Johna „zobacz, zobacz, rekin zaatakował mojego rdzawca”. John, niewiele myśląc zaczyna zbroić swoją wędkę na rekiny, krzycząc w emocjach. „Trzymaj go tam Tommy, trzymaj go tam”. Jakąś chwilę bawię się z rekinem resztkami rdzawca, wciąż przytwierdzonymi do końca mojej link, niczym szmacianą zabawką z kotem. W pewnej chwili rekin porywa to, co zostało z mojej niedoszłej zdobyczy i gwałtownie odpływa, wybierając linkę z mojego lekkiego dwudziesto pięcio funtowego zestawu. Bez najmniejszego problemu przegryza plecionkę a ja zostaję jedynie z luźną linką. W tym czasie John już ma uzbrojoną wędkę i wypuszcza przynętę. Szybko zwijam linkę i z kolei ja zbroję swoją wędkę. Zakładam makrelę na hak, wypuszczam około 30 m linki i zaczynam przywiązywać balonik. Niedane jest mi jednak skończyć. Nagle czuję gwałtowne szarpnięcie, słyszę przyspieszający dźwięk terkotki kołowrotka, widzę gwałtownie wysnuwaną linkę.

Nie mamy wątpliwości, co się stało. Czekam trwające wieczność sekundy, dokręcam śmiało hamulec kołowrotka i wyłączam terkotkę. Mimo to impet dojazdu nie maleje, a ja muszę mocno uchwycić wędkę. Następuje typowa walka z żarłaczem błękitnym. Tym razem trzy odjazdy i dodatkowa ucieczka już po podciągnięciu ryby do powierzchni. Rekin ustawia się pionowo, głową ku dnu. To sprawia, że ogon wystaje nieznacznie nad wodę, co ułatwia nam założenie pętli i wygodne lądowanie ryby przez drzwi do nurkowania na tyle łodzi.

Rekin jest ledwo zahaczony. Wyjmuję mu hak 9/0 za trzonek wystający z gęby, dwoma palcami. Rekin rozpoczyna swój typowy taniec, obracając się wokół własnej osi.




Szacujemy wagę rekina na około 70lb, nawet go nie mierzymy. Szybko wraca do wody, błyskawicznie odpływając. Patrzymy na siebie z Johnem, niedowierzając. Po dłuższej chwili, której potrzebujemy, aby dojść do siebie, powracamy do łowienia na rafie. Jest oczywiste, że rekin został przywabiony dźwiękami szamoczących się i walczących na wędce rdzawców.

Po powrocie do mariny dowiadujemy się, że łodzie, które wypłynęły tego dnia, nastawiając się na rekiny, powróciły bez wyników. Cieszymy się z udanego dnia.

Trzogon Skad

Trzogon skad Decapterus macarellus, niewielka ryba będąca częstym przyłowem podczas wędkowania na rafach. Ryba poławiana tak komercyjnie jak i jako przynęta. Zwana niekiedy błędnie hiszpańską makrelą. Skad preferuje czyste oceaniczne wody, najczęściej spotykany w szybko przemieszczających się ławicach w pobliżu wysp i na obrzeżach raf, w bliskim sąsiedztwie głębokiej wody. Jego główne pożywienie stanowi zooplankton. Prezentowany egzemplarz został złowiony w pobliżu Loop Head w hrabstwie Clare w czasie sondowania jednej z raf.

lipca 20, 2008

SAI tope & shark meet

W drugiej połowie lipca odbyło się w Carigaholt spotkanie forum wędkarskiego, SAI (Sea Angling Ireland) i jednocześnie internetowego klubu wędkarskiego SAI SAC. Przez dwa kolejne dni wypływaliśmy na wody Atlantyku u ujścia rzeki Shannon na łodzi Clare Dragoon dowodzonej przez szypra Luka Astona. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, Luke z żoną prowadzi gospodarstwo agroturystyczne ukierunkowane na wędkarzy. Zainteresowanych odsyłam na http://www.fishandstay.com. Pierwszy dzień miał być dedykowany połowowi rekinów szarych. Jednak sprzyjające warunki miały nastać dopiero wieczorem, dlatego od rana wędkowaliśmy metodą gruntową.

Główną atrakcją okazały się być rekinki plamiste Scyliorhinus stellaris które dostarczały nam dobrych emocji. Jak widać są to rekinki podobne do Scyliorhinus canicula, jednak występujące dalej od brzegu. Są również wyraźnie większe a co za tym idzie walka, jaką dają jest nieporównywalnie lepsza.

Po tak mile spędzonym poranku i sporej części popołudnia, powróciliśmy na przystań, aby zjeść obiad w pobliskim pubie i odetchnąć przed wieczornym wypłynięciem na rekiny szare.

Pełnym popołudniem, po raz drugi tego dnia zbieramy się na nabrzeżu i sprawnie wypływamy na łowisko. Kotwiczymy pomiędzy szlakami żeglownymi i z zainteresowaniem patrząc na przepływające statki, oczekujemy kolejnych brań rekinów szarych.

Ostatecznie nadchodzi chwila, kiedy terkotka mojego kołowrotka odzywa się jakże oczekiwanym dźwiękiem. Szybki odjazd, krótka chwila oczekiwania, dokręcenie hamulca, uniesienie wędziska. Rozpoczyna się walka z niemal półtorametrową, silną i szybką rybą. Nie bez problemów, ale jednak wygrana.

Koniec pierwszego dnia, oczywiście w pubie przy pincie guinnessa. Kolejny dzień to monotonne oczekiwanie na branie żarłacza błękitnego. Nudy, nic się nie dzieje. Ostatecznie wędkarze zaczęli umilać sobie czas łowiąc witlinki, nie raz po cztery sztuki na raz na rozmaite zestawy typu choinka.

Wreszcie jest, odjazd kolejno na dwóch wędkach. John rozpoczyna hol. Po kilkunastu chwilach lądujemy małego żarłacza błękitnego. Metr siedemdziesiąt długości i niecałe 50lb wagi.

Kończymy spotkanie, pora na podsumowanie. Świetna wygodna i duża łódź, dowodzona przez młodego, ale doświadczonego szypra. Przemyślany i metodyczny sposób łowienia. Spotkanie dobrze zaplanowane i sprawnie zrealizowane.

Witlinek

Witlinek, Merlangius merlangus, mały kuzyn dorsza. Ryba jadalna, poławiana gospodarczo, podobnie jak dorsz. Posiada liczne i ostre zęby. Witlinek znany jest początkującym wędkarzom, jako mała rybka, którą można złowić z brzegu. Prezentowana ryba jest duża jak na ten gatunek. Została złowiona na głębokości około 100 m na zestaw typu hokkai z zawieszonymi na nim kawałkami makreli.

lipca 19, 2008

Rekin szary

Rekin szary, Galeorhinus galeus, to popularna i pożądana zdobycz wędkarska. Ryby te, mimo że nie dorastają do imponujących rozmiarów, maksymalnie 2 m, są jednak dość duże i silne, co gwarantuje emocjonującą walkę. Rekin ten odżywia się głównie w strefie przydennej polując na małe ryby, płastugi, skorupiaki, stawonogi jeżowce czy mięczaki. Niekiedy również ściga swoją zdobycz na otwartej wodzie. Prezentowany na zdjęciu samiec mierzył 130 cm przy wadze 22 lb. Przed wypuszczeniem został oznakowany znacznikiem z numerem 35414Rekin został złowiony na flapper z makreli na haku 10/0 na przypon zostało użyte mono o mocy 200 lb. Jednak potwierdziło to tylko, że przy połowach rekina szarego należy używać linki stalowej gdyż jest w stanie przegryźć nawet tak gruby monofilament. Szczęśliwie przypon został odgryziony, gdy rekin już leżał na pokładzie łodzi.

lipca 14, 2008

Żarłacz błękitny

W słoneczny lipcowy poranek znajdujemy się w porcie Unionhall w hrabstwie Cork. Celem wyprawy jest żarłacz błękitny Prionace glauca. Jest to szybko pływający drapieżnik otwartych wód. Jego głównym pożywieniem są makrele, śledzie i inne ryby pelagiczne. Również ryby dorszokształtne i kałamarnice. Dorosłe osobniki mogą także atakować ptaki i niewielkie ssaki morskie. Gatunek uważany za dość agresywny. Zdolność do rozwijania dużych prędkości pozwala mu na podejmowanie dalekich wędrówek. Dorosłe żarłacze dorastają do 4 metrów długości. Znane są raporty o osobnikach sześciometrowych (aczkolwiek ich wiarygodność jest często podważana). Żarłacz błękitny zamieszkuje niemal wszystkie oceany na obydwu półkulach. Nie mniej na wodach wokół Irlandii spotyka się niemal wyłącznie osobniki młodociane mierzące około 2 metrów.Sprawnie ładujemy sprzęt do łodzi dowodzonej przez miejscowego szypra Jima Nowotynskiego i wypływamy na otwarte wody. Po drodze oczywiście zatrzymujemy się, aby nałowić ryb na przynętę i zanętę (rubby-dubby) składającą się z pociętych ryb, wymieszanych z otrębami i olejem.Dość szybko napływamy na odpowiednie miejsce, aby rozpocząć dryf. Zanęta wędruje do wody jak również nasze zestawy. Przypon z około 5 metrów stalowej linki o mocy 200lb przedzielony w połowie krętlikiem, hak 11/0 z całą makrelą, jako przynętą. Za rodzaj spławika posłużył niewielki balonik. Kołowrotki na wolnym biegu z załączoną terkotką, nie było potrzeby zostawiać ich na hamulcu wobec pięknej pogody i w miarę spokojnego morza.Samo oczekiwanie na branie nie należało do ekscytujących, szczególnie, że wczesna pora roku sprawiała, że na okolicznych wodach zaczęły się pokazywać dopiero pierwsze żarłacze. Znalazło to potwierdzenie pod koniec dnia w postaci tylko jednego złowionego rekina. Branie rekina sygnalizowane jest „krzykiem” terkotki kołowrotka. W tym momencie nerwy trzeba trzymać na wodzy i pozwolić rekinowi odpłynąć z przynętą w pysku. Nie za długo jednak gdyż rekin w krótkim czasie weźmie kolejną przynętę. Mówi się, że należy spokojnie policzyć do sześciu zanim wykona się zacięcie. Sama walka wymaga sporo siły i opanowania. Rekin, gdy już zorientuje się, że jest na wędce, co często trwa aż do momentu, gdy znajdzie się w pobliżu łodzi, zaczyna gwałtownie nurkować. Odjazd taki może trwać ponad 10 sekund i z pewnością zostanie powtórzony jeszcze, co najmniej 2 do 3 razy w zależności od wielkości zwierzęcia i temperamentu danego osobnika. Pomiędzy nurkowaniami rekin rozkłada swoje duże płetwy piersiowe używając ich, jako hamulców hydrodynamicznych.Podczas lądowania a szczególnie przy odhaczaniu ryby należy zachować szczególną ostrożność gdyż duże, trójkątne zęby o ząbkowanych krawędziach z niebywałą łatwością przecinają skórę, mięśnie i ścięgna. Z rekinami należy się obchodzić z ostrożnością i szacunkiem. Do minimum należy ograniczać przebywanie rekina w pozycji pionowej, gdyż brak klatki piersiowej sprawia, że jest szczególnie narażony na śmierć spowodowaną przemieszczeniem narządów wewnętrznych.Dzień dobiega końca. Mimo tylko jednego brania jesteśmy dość zadowoleni z pierwszych zdobytych szlifów w Big Game. Złowiona tego dnia ryba mierzyła 2.3m a jej waga została oszacowana na nieco poniżej 50kg. W drodze powrotnej u wejścia do portu wita nas foka.

czerwca 07, 2008

Konger

Konger, Conger conger, węgorzokształtna ryba z rodziny kongerowatych. Ciało wężowate, pozbawione łusek za to pokryte grubą warstwą śliskiego śluzu. Tego dnia, wszystkie brania kongerów były delikatne, trudno je było zauważyć. Objawiały się niewielkim przyginaniem szczytówki, nieco tylko silniejszym niż to powodowane pływem wody. W dostrzeżeniu brania pomagało to, że wygięcia szczytówki nie odbywały się w rytm kołysania fal. Kongery dawały przyzwoitą walkę, choć o dramatycznych odjazdach nie mogło być mowy. Charakterystyczne było to, że ryby wykonywały szybkie obroty wokół własnej osi, starając się jak gdyby ukręcić zestaw.

Prezentowane ryby nie należą do dużych, wszystkie złowione tego dnia mierzyły około 1.5 m. Konger może dorastać maksymalnie do 3 m długości i ponad 100 kg wagi. Zestaw do połowu składał się z żyłki o mocy 40 lb, do której za pomocą agrafki i krętlika przyczepiony był przypon ze stalowej linki, lub z fluorokarbonu o mocy 200 lb. Ciężarek 0.5 kg. Haki o rozmiarze od 6/0 do 8/0. Jako przynęta służył filet z całej makreli.

Podsumowując: spokojne morze, słoneczna ciepła pogoda, dobra aktywność kongerów, kolejny udany dzień na wodze.

maja 17, 2008

Greg Latour

Jezioro Allua jest częstym celem moich wypraw w poszukiwaniu szczupaka. W pobliskiej wiosce Inchigeelagh, Greg prowadzi gospodarstwo agroturystyczne Tir na Spideoga. Na miejscu można wypożyczyć łódkę z silnikiem, echosondę oraz uzupełnić brakujący sprzęt w niewielkim sklepie wędkarskim. Oczywiście poza wędkarstwem istnieje wiele innych możliwości aktywnego spędzenia czasu na farmie Grega. Zainteresowanych odsyłam na http://www.euroka.com/spideoga/. Greg, jest również miejscowym przewodnikiem wędkarskim, do czego predestynuje go ponad dwadzieścia lat doświadczeń na tej wodzie.
Wspólny sesja była więc, doskonałą okazją do poszerzenia wiedzy dotyczącej poszczególnych miejsc na jeziorze, a także do poznania nowych. Na zdjęciu Greg prezentuje największego ze szczupaków złowionych tego dnia. Ryba mierzyła dziewięćdziesiąt cztery centymetry.

maja 12, 2008

Rdzawiec


Rdzawiec, Pollachius pollachius, ryba dorszowata dorastająca do jednego metra długości. Jest częstą zdobyczą wędkarzy łowiących z brzegu, jak i z niewielkich jednostek wypływających w morze. Mierząca 60 cm ryba ze zdjęcia, została złowiona z brzegu na 8 cm, przeźroczyste kopyto na główce 16 g

maja 11, 2008

jIErkbait 2


Na początku maja miała miejsce powtórka zeszłorocznego spotkania jerkbait.pl Spotkanie zachowało swą luźną formułę, choć tym razem pojawiło się naście osób. Do Athlone zjechali się nie tylko mieszkający w Irlandii sympatycy jerkbait.pl ale również duża grupa z Polski a także pojedyncze osoby z UK i Niemiec.

Pierwszy dzień, podobnie jak w zeszłym roku spędziliśmy na wodach zatoki Inny na jeziorze Ree. Niestety niektórzy wędkarza nie mieli kontaktu z rybą. Nieliczne ryby, które zostały złowione tego dnia, nie przekraczały 70 cm. Drugi dzień to połowy na rzece Shannon. Tym razem na brak ryb nie można było narzekać, jednak ponownie największe szczupaki mierzyły zaledwie około 75 cm. Trafiał się oczywiście również okoń, jako przyłów.

A średnia, przeciętna ryba zlotu wyglądała niej więcej tak:

Wyniki wędkarskie nie zachwycały, organizacja kulała ale znaczna część uczestników była wystarczająco zadowolona z możliwości nawiązania osobistego kontaktu z kolegami, których do tej pory znali wyłącznie z Internetu.