października 18, 2008

Pike Challenge 2008

Na wodach Lough Allua po raz ósmy rozegrano zawody Pike Challenge. Uczestnicy to gównie stali bywalcy ośrodka Tir na Spideoga. Zawody miały raczej charakter spotkania towarzyskiego i dobrej zabawy. Na potwierdzenie tego, można powiedzieć że sam organizator zawodów, miejscowy przewodnik, również brał w nich udział. Jak można się było spodziewać to on właśnie został zwycięzcą w kategorii największa ryba (95 cm) oraz największa masa złowionych ryb. Trzecią nagrodę dla „najlepszej załogi” dostał jego kolega z łodzi , znany nam szyper Jim, z którym nie raz wypływaliśmy w morze. Jeśli chodzi o pozostałych uczestników to większość z nich wróciła bez ryby, co i mnie przypadło w udziale. Drugi rezultat dnia przypadł mojemu współtowarzyszowi z łódki – Litwinowi, który złowił 3 szczupaczki o rozmiarach proszących o przemilczenie. W podsumowaniu, miłe spotkanie ze znajomymi, wyborna kolacja i taki sobie dzień na wodzie. Może w przyszłym roku lepiej pójdzie...

października 11, 2008

Sposób na żarłacza

Druga połowa roku została zdominowana przez liczne rejsy w poszukiwaniu rekinów. Najczęstszym celem i zdobyczą był żarłacz błękitny Prionace glauca. Technice poławiania tego gatunku poświęcony jest poniższy tekst.

Technika
Typowym sposobem poławiania rekinów żerujących w toni jest wabienie ich przy pomocy smugi zanętowej. W smudze tej ustawia się kilka uzbrojonych przynęt. Łódź musi się znajdować w dryfie. Im szybciej dryfuje, tym dłuższą smugę zostawia, a więc obszar wabienia staje się większy. Z tego właśnie powodu bezwietrzna pogoda nie sprzyja łowieniu rekinów tą techniką. Można ją zaliczyć do metod spławikowych, gdyż przynęta zawieszana jest w toni właśnie za pomocą spławika, którego rolę najczęściej pełni zwykły dziecinny balonik.

Zazwyczaj w wodzie zastawia się trzy do czterech zestawów, w zależności od wielkości łodzi. Lokuje się je w różnej odległości, aby zmniejszyć szanse na splątanie. Przynętę każdego zestawu umieszcza się na innej głębokości, aby zmaksymalizować szanse na branie. Przykładowo są to głębokości: stu, pięćdziesięciu i dwudziestu pięciu stóp wody (między 30 a 5 metrów).

Zanęta
Przygotowanie zanęty to nieodłączny element rejsu w poszukiwaniu rekina. Najczęściej nazywa się ją chum , choć na wyspach brytyjskich stosuje się raczej nazwę rubby dubby w Australii natomiast nazywana jest burley. Najbardziej typową zanętą są drobno pokrojone makrele, rozgniecione z płatkami owsianymi. To niejako baza. Dodatkowo można dodać olej roślinny. Innymi typowymi dodatkami jest olej rybny, rybie wnętrzności, suszona krew czy nawet gotowe granulaty przeznaczone do wabienia rekinów.
Tak przygotowaną zanętę umieszcza się w wodzie. Najczęściej stosując do tego siatkę na cebulę, gdyż duże dziurki zapewniają kontrolowane wydostawanie się zanęty do wody. Drugi koniec może być wygodnie przywiązany do knagi czy relingu na łodzi. Oczywiście jak zwykle w takich wypadkach można znaleźć różne inne dozowniki zanęty. Od gotowych konstrukcji za spore kwoty po samoróbki z ponawiercanych wiader czy beczek.


Przynęta
Jako przynętę najczęściej używa się całej ryby, najlepiej takiej, na której żerują rekiny. Oczywiście, jak zwykle w wędkarstwie nie jest to jedyna słuszna metoda i z równie dobrym skutkiem można stosować np. flappery, czyli ogólnie mówiąc całą rybę z wyciętym kręgosłupem. W przypadku stosowania całej ryby, zalecane jest płytkie ponacinanie przynęty lub rozcięcie brzucha. Innym sposobem jest uzbrojenie żywej ryby z obciętym ogonem, która szamocąc się i krwawiąc dodatkowo wabi rekiny. Typowo, w naszej szerokości geograficznej, jako przynęta używana jest spora makrela. O ile nie ma większego sensu rozwodzić się nad możliwością stosowania innych gatunków ryb jako przynęty, o tyle warto się na chwilę zatrzymać przy sposobach ich zbrojenia. Najbardziej klasycznym sposobem jest przebicie hakiem łba ryby od dołu, tak, aby ostrze haka wyszło górną częścią głowy, czyli tzw. zbrojenie za łeb – a). Innym sposobem jest uzbrojenie całej ryby podobnie jak czyni się to z flapperem. Przekłada się hak przez dolną szczękę, od wewnętrznej strony pyska na zewnątrz, a następnie przebija się ostrze pod łukiem skrzelowym, tak, aby wyszło po stronie brzusznej, pomiędzy elementami kostnymi stanowiącymi mocowanie mięśni płetw piersiowych. Następnie energicznym ruchem pociąga się za linkę, co ustawia i stabilizuje hak w ciele ryby – b). Wadą obydwu powyższych metod jest to, że ostrze haka skierowane jest w kierunku głowy ryby stanowiącej przynętę. Rekin istynktownie chwyta rybę od głowy. Dlatego aby zwiększyć szansę zacięcia lepiej jest umieścić hak tak, aby ostrze skierowane było ku tyłowi ciała ryby będącej przynętą. Hak można umieścić tak jak w poprzednio opisanym przypadku pomiędzy płetwami piersiowymi lub też nieco dalej ku tyłowi. W obydwu przypadkach dla zapewnienia stabilności i trwałości takiego zbrojenia przypon należy przywiązać do nasady ogona przynęty za pomocą elastycznej nici do przynęt (bait elastic) – c) i d).


Zestaw
Do uzbrojenia przynęty używa się najczęściej haków o rozmiarach od 9/0 do 11/0. Zalecane jest, aby haki miały spłaszczony zadzior. Moim zdaniem jednak znacznie ważniejsze jest, aby były to haki brązowe, tak, aby szybko rdzewiały i rozpadały się w kontakcie ze słoną wodą. Jest to ważne, gdyż wyciąganie haka z pyska ryby może być tyleż trudne, co niebezpieczne. Używając brązowych haków mamy pewność, że nawet, gdy jesteśmy zmuszeni obciąć przypon, rekin maksymalnie w ciągu kilku dni pozbędzie się haka pozostawionego w jego pysku. Sam zestaw najczęściej spotyka się w dwóch odmianach. Pierwsza i jak się zdaje bardziej rozpowszechniona składa się ze stalowego przyponu ugryzieniowego (bite trace) o długości około 2 ft i wytrzymałości około 200 lb, do którego dowiązany jest przypon tarciowy (rubbing trace) z około 10 ft mono o wytrzymałości 250 – 300 lb. To do niego dopiero jest dowiązana linka główna. Taka konstrukcja zastawu ma za zadanie po pierwsze wytrzymać ugryzienia rekina a po drugie uchronić zestaw jak i rekina w czasie walki. Rekin chcąc się uwolnić obraca się wokół własnej osi zwykle oplątując się linkami. Gruby monofilament ma nie tylko przetrwać kontakt z ostrą jak papier ścierny skórą rekina, ale również zminimalizować otarcia, których doznaje zwierze w czasie walki. Wielu łowców rekinów, uważających się za doświadczonych jest gotowa umrzeć, przekonując, że taki właśnie zestaw jest najlepszy. Ma on jednak jedną zasadniczą wadę. Gdy rekin w czasie walki, owinie się w zestaw, w zasięgu jego pyska znajduje się jedynie żyłka z mono. I niezależnie czy jest pojedyncza czy podwójna i czy o wytrzymałości 300 lb czy 500 lb rekin z łatwością ją przegryzie. Efektem jest nie tylko stracona ryba, ale i prawie pewna, długotrwała śmierć rekina oplątanego naszym zestawem. Dlatego preferuję stosowanie nieco innego zestawu składającego się podobnie jak poprzednio z 2 – 3 ft przyponu ugryzieniowego z linki stalowej o wytrzymałości 300 - 350 lb, do której dołączony jest, około 15 ft odcinek powlekanego nylonem drutu o wytrzymałości 200 lb. W połowie swojej długości drut ten jest przedzielony krętlikiem, aby uniknąć poskręcania. Nylonowe powleczenie chroni rekina przed otarciami równie dobrze jak mono, natomiast daje większe szanse na sukces, gdy oplątany zestawem rekin zaczyna gryźć elementy znajdujące się w pobliżu jego pyska. Jeśli chodzi o wytrzymałość to 200 lb zestaw pozwoli wyholować każdego żarłacza błękitnego, którego można spotkać na wodach północengo Atlantyku. Przypon ugryzieniowy o mocy około 400 lb daje nam pewność siebie w wypadku spotkania z żarłaczem śledziowy, sześcioszparem lub innym większym rekinem. Obydwa przypony powinny być dołączane przy pomocy agrafek, co znacznie ułatwia demontaż całego zestawu, gdy rekin już jest na łodzi. Całość wraz z przynętą powinna być dociążona niewielkim ciężarkiem o masie około 2 oz. Ciężarek najlepiej zamocować na łączeniu przyponu ugryzieniowego. Ostatnim elementem jest spławik. Jak zostało napisane wcześniej spławik jest najczęściej zrobiony z balonika, choć spotyka się w użyciu połączone dwa spławiki o wyporności 2 oz każdy lub też niewielkie plastikowe butelki po napojach. W przypadku balonika, po wypuszczeniu zestawu na pożądaną odległość dowiązuje się go do linki głównej. Można też stosować specjalne uchwyty przesuwające się po lince głównej a blokowane w pożądanym miejscu węzłem lub innym stoperem.


Sprzęt
Opis sprzętu wypada zacząć od linki i ważnego stwierdzenia, że do połowów rekinów należy używać żyłki gdyż plecionka się do tego nie nadaje. Jest to dość oczywiste wśród ludzi łowiących duże ryby morskie czy uprawiających połowy typu big game. Niestety, często można spotkać morskich nowicjuszy, z jakimś doświadczeniem spinningowym, co gorsza, podbudowanych teoretycznie relacjami z eksperymentów doświadczonych wędkarzy, którzy z uporem lepszej sprawy chcą łowić rekiny przy pomocy plecionek. Widziałem to przynajmniej kilka razy i zawsze kończyło się tak samo. Utratą ryby. Co gorsza „Johnny Rekin” będzie taszczył ze sobą przez dłuższy czas przeszło 5 metrów dwustu-funtowego przyponu. Oczywiście doskonale rozumiem chęć eksperymentów, ale te w swej istocie można robić znając już podstawy. Posiadając opanowany warsztat i wiedząc, czego się można spodziewać. Żarłacz to często ponad 50-cio kilogramowa ryba przekraczająca dwa metry długości. Szybko pływający drapieżnik otwartych wód oceanicznych. A przy wspomnianych rozmiarach to nie leciwy dziadziuś a wchodzący w dorosłość młodzian pełen sił. Wymienię więc, kilka powodów, dla których plecionka nie nadaje się do tego zadania. Pierwszy, najbardziej oczywisty, to brak amortyzacji. Nie ma co liczyć, że wędka zamortyzuje szarże ryby. Często już w pierwszej fazie, gdy rekin dowiaduje się, że jest na wędce, jego uderzenie jest tak gwałtowne, że nierozciągliwa plecionka pęka. Dodatkowo, w wodzie znajduje się znaczna długość linki, która sama w sobie stawia znaczny opór, szczególnie, gdy drapieżnik gwałtownie zmienia kierunek ucieczki. Nie będę tu pisał o tym, że plecionka beznadziejnie łatwo przeciera się o ostrą jak papier ścierny skórę rekina. Uważam, że ma to drugorzędne znaczenie, jako że prawidłowo skonstruowany zestaw powinien przeciwdziałać jakiemukolwiek kontaktowi linki głównej z ciałem ryby. Dlatego na drugim miejscu, wymieniłbym znaczną trudność w rozplątywaniu wszelkich splątań na plecionce. Przynajmniej w porównaniu do mono. Już samo operowanie na łodzi zestawem składającym się z takiej ilości żelastwa, naraża plecionkę na zahaczenie, zaplątania i przetarcia. Zakładając jednak sprawność i czujność wędkarza, można to pominąć. Nie da się natomiast pominąć tego, że w wodzie niedaleko od siebie ląduje kilka zestawów. W czasie dryfu linki się często krzyżują i ocierają. Tak nad wodą jak i pod jej powierzchnią. Zwykle wystarczy poczekać a wiatr i pływ sprawi, że powrócą do prawidłowego układu. Jednak zwykle nie stanie się tak z plecionką. Tutaj dotykamy drugiego aspektu, łowienie na plecionkę może być niezwykle uciążliwe dla współ-łowiących, z których zestawami nasz będzie się plątał znacznie częściej niż zwykle. Pół biedy, jeśli to nasi koledzy. I tu dochodzę do trzeciego argumentu, który jest trochę powiązany z drugim. Mewy. Stada ptaków są zwykle pierwszymi istotami, które odnajdują naszą zanętę (rubby dubby). Dodatkowo wiele z nich nauczyło się kojarzyć jednostki pływające z darmowym jedzeniem. I o ile mewy rozmaitych gatunków zdają się doskonale widzieć i unikać żyłek mono, o tyle plecionka jest dla niech niewidoczna. W skrócie już ujmując powoduje to jeszcze więcej splątań nie tylko z mewą w roli głównej, ale i z zestawami w wodzie, po kolei zbieranymi w czasie ściągania własnego zestawu z szamoczącą się mewą. Jakich może to przysporzyć kłopotów wie ten, który próbował wyplątać ze sterty linek, wkurzonego i agresywnego ptaka, z dużym, ostrym dziobem o półtorametrowej rozpiętości skrzydeł. Problemowi używania plecionki poświęciłem może nienaturalnie dużo miejsca, ale wydaje mi ważne, aby uświadomić istotne fakty. Szczególnie, że często widać chęć takich eksperymentów, zwłaszcza u ludzi niemających wielkiej wprawy w tym, co robią. Reasumując jako linkę główną najlepiej użyć żyłko o mocy 40 lb. W przypadku nastawiania się na większe gatunki rekinów nawet 80 lb nie będzie wielką przesadą. Kołowrotek powinien mieścić 300 yd linki i być zaopatrzony w terkotkę. Optymalnie, jeśli ma hamulec ustawiany dźwignią a nie gwiazdą. Dodatkową zaleta jest brak wodzika, co pozwala w niektórych sytuacjach nawinąć na szpulę przypadkowe, pozostałości balonika czy nawet sam przypon ze stalowej linki. Wędka, najlepiej krótka i dość sztywna o mocy około 50 lb. Dolnik powinna mieć dostosowany do użycia buttpad-a gdyż walka z rekinem może trwać na tyle długo, że nawet tęgi wędkarz poczuje zmęczenie w rękach.

Łowienie
Samo łowienie, nie należy do najbardziej ekscytujących zajęć. Przede wszystkim dlatego, że głównie składa się na nie oczekiwanie na branie ryby. Początek łowienia wiąże się zwykle z nałowieniem odpowiedniej ilości przynęt oraz zrobieniem zanęty. Tę część można wręcz uznać za niezbyt przyjemną, chyba, że ktoś lubi babrać się w rybiej papce. Po umieszczeniu zanęty i zestawów w wodzie pozostaje już tylko czekać na, branie i odjazd ryby, sygnalizowany terkotaniem kołowrotka. Hamulec powinien być ustawiony jedynie tak, aby zapobiegał wysnuwaniu linki przez pływ i ruch łodzi. Jednocześnie stawiając minimum oporu rekinowi w czasie brania. Gdy to już nastąpi należy spokojnie poczekać kilka sekund, wyjąć wędkę z uchwytu i ustawić hamulec. Jeśli siła odjazdu nie słabnie rekin jest już najprawdopodobniej zacięty. Jeśli w momencie ustawiania hamulca wyczujemy wahanie, dobrze jest wykonać zacięcie. Nie jedno obszerne i bardzo mocne, (które zwykle kończy się zerwaniem zestawu) a kilka krótkich i mocnych. Analogia do wbijania gwoździa. Jeżeli po dokręceniu hamulca żyłka przestaje być wybierana, należy spokojnie i powoli zacząć ją zwijać. Jest bardzo prawdopodobne, że rekin ponowi atak. Samą walkę z żarłaczem błękitnym można opisać jako serię, zwykle 4 do 6, odjazdów wyzwalanych bliskością łodzi. Pomiędzy nimi ryba daje się podciągać do łodzi stawiając jedynie opór swoimi dużymi płetwami piersiowymi, których używa jak hamulców hydrodynamicznych. Gdy ryba w końcu pozwoli się podciągnąć do samej łodzi, zwykle możemy liczyć na jeszcze jeden do dwóch odjazdów spowodowanych próbą podebrania. Rekin w odruchu obronnym obraca się wokół własnej osi, dlatego w ostatniej fazie holu może się oplątać naszym zestawem. To w tym momencie zaowocuje posiadanie całego przyponu wykonanego ze stalowej linki, co opisałem w części o budowie zestawu.

Lądowanie
Podczas lądowania rekina najważniejszą sprawą jest odpowiednie obchodzenie się z nim, tak, aby nie spowodować śmiertelnych obrażeń. Rekiny jako ryby chrzęstnoszkieletowe nie posiadają żeber stanowiących klatkę piersiową. Oznacza to, że są bardzo narażone na przemieszczenie narządów wewnętrznych, które zwykle kończy się powolną śmiercią ryby. Szczególnie narażone są większe osobniki. Dlatego przebywanie ryby w pozycji pionowej poza wodą należy ograniczyć do minimum. W lądowaniu rekina bardzo pomocne są drzwi na tyle łodzi. Niestety niewiele jednostek jest wyposażona w to udogodnienie, a co za tym idzie zwykle rekina trzeba jakoś wtaszczyć na pokład pokonując wysokość burty. Wydaje się, więc że najlepszy do tego zadania jest poczciwy podbierak. Musi on jednak spełniać kilka wymogów. Po pierwsze musi być odpowiednio duży, aby zmieścić nieraz trzy metrową rybę. Materiał, z którego jest wykonany musi być odpowiednio mocy, nie tylko, aby nie przetarł się w czasie kontakty ze skórą rekina, ale także by ryba nie tak łatwo była w stanie go przegryźć. Na zdjęciu powyżej można dostrzec fragmenty siatki podbieraka w pysku ryby, która wygryzła w nim sporą dziurę w czasie podbierania. Ostatnim istotnym elementem jest pełna i odpowiednio mocna obręcz, tak, aby można było do niej dowiązać linę. W ten sposób, podczas lądowania ryby, jedna osoba operuje rękojeścią podbieraka, a druga liną przywiązaną do obręczy. Inną popularną metodą jest zarzucenie pętli z liny na ogon rekina. Metoda ta ma jednak tę wadę, że ryba znajduje się w pozycji pionowej a więc jest narażona na wspomniane przemieszczenie narządów wewnętrznych. Dlatego jeśli decydujemy się na ten sposób lądowania, dobrze jest, jeśli druga osoba pochwyci rekina osęką na pysk. Oczywiście osęka nie powinna być ostro zakończona, lub też osoba nią operująca powinna wiedzieć jak jej użyć, aby nie wyrządzić rekinowi krzywdy. Gdy rekin znajdzie się już na pokładzie zazwyczaj nadal usiłuje się obracać wokół własnej osi, co zwykle owocuje tym, że dodatkowo oplątuje się naszym zestawem. Dlatego ważne jest, aby można go było szybko rozłączyć (agrafki) i odplątać rybę. Przy wyhaczaniu niezbędna jest ostrożność z uwagi na niezwykle ostre zęby ryby. Często najlepszym rozwiązaniem jest po prostu odcięcie przyponu ugryzieniowego. Przy wypuszczaniu ryby, jeśli wymagana jest reanimacja, należy pamiętać, że rekin nie posiada komory skrzelowej, dlatego nie jest w stanie wytworzyć przepływu wody przez skrzela w bezruchu. Dlatego niezbędne jest w takim przypadku poruszanie rybą w przód i w tył, aby przepływ ten zapewnić. Jednak, jeśli użyjemy odpowiedniego sprzętu, i nie będziemy ociągać się z odhaczeniem i wypuszczeniem ryby, przestrzegając przy okazji podstawowych zasad, rekin zwykle wróci do wody w dobrym stanie.