października 25, 2010

Zimowe rozmaitości

Koniec października to zwykle czas zbliżającego się końca sezonu. Oczywiście ryby można łowić praktycznie cały rok, jednak w miesiącach zimowych odczuwa się wyraźne spowolnienie. Tego dnia na pokładzie czuć było zarówno wspomniane spowolnienie jak i coraz bardziej nieprzyjazną, zimową pogodę. Mimo to wędkowanie w morzu z łodzi daje i tak szansę na udaną sesję. Nawet jeśli ryby są niewielkie a brania nie tak częste i tak różnorodność dostępnych gatunków daje dobrą zabawę. Ja na swoje konto wpisuję pierwszego irlandzkiego dorsza. Niewielkiego bolka, za to pięknie ubarwionego. Udało nam się ich złowić kilka tego dnia jednak wszystkie były podobnych rozmiarów.

Ryba wzięła nad rafą znaną z okazowych wargaczy. I to właśnie na te ryby nastawialiśmy się na tej miejscówce.


W pobliżu raf jak zwykle najliczniejszą zdobyczą są rdzawce. Jednak dość licznie łowimy również inne ryby dorszokształtne.

Drugą w kolejności najczęściej łowioną rybą jest tego dnia plamiak.

Nawet podczas początkowego łowienia makreli na przynętę nie obyło się bez niespodzianek w postaci kilku dorodnych skadów. Dzień kończymy nieco przemoknięci i odrobinę zmarznięci.

października 09, 2010

Lough Allua Pike Challenge 2010



W tym roku odbyło się jubileuszowe, dziesiąte spotkanie wędkarzy skupionych wokół ośrodka wędkarskiego Tir na Spideoga. Tradycyjnie pogoda nas nie rozpieszczała, choć właściwie mogliśmy trafić na znacznie gorsze warunki. Największą rybą zawodów okazał się szczupak o długości 105 centymetrów.
Po zakończeniu oficjalnej części rozpoczęła się pełnoskalowa impreza wędkarska ze wszystkimi jej dziwacznościami.

września 25, 2010

Wrześniowy poranek

Koniec lata a może to już wczesna jesień. O poranku wybieram się na znane miejsce licząc na relaksujące przedpołudnie. Znajduję się na wielkiej płaskiej plaży odsłoniętej przez odpływ. Ciszę mącą jedynie krzyki ptaków i plusk fal. W ciągu nieco ponad godziny udaje mi się złowić dziesięć labraksów.

września 04, 2010

Belony w smudze

Jednym z klasycznych sposobów zabijania czasu podczas dryfu w oczekiwaniu na branie rekina jest łowienie belon. Ryby te, podobnie jak rekiny są przyciągane przez smugę zanęty gdzie żerują na wydostających się drobnych kawałkach rubby-dubby. Do połowu używaliśmy lekkiej wędki ze spławikiem o wyporności kilku uncji z dowiązanym długim przyponem i hakiem o rozmiarze 1/0. Za przynętę służył cienki pasek makreli. Brania następowały już po kilku do kilkunastu sekundach po zarzuceniu zestawu. Słoneczna pogoda sprawiła że belony aktywnie żerowały i zjawiły się tego dnia w bardzo dużej ilości. Wszystkie złowione ryby ważyły w okolicy jednego funta czyli progu rozmiaru okazowego. Sama walka również była bardzo interesująca z uwagi na szybkość, zmiany kierunku i widowiskowe wyskoki z wody. Dodatkowo, siła ryb wydawała się niewspółmiernie duża w porównaniu do ich rozmiaru. Aktywność belon nie ustała praktycznie do końca trwania dryfu.

sierpnia 28, 2010

SAI Blue Shark Meet 2010

Tegoroczne spotkanie SAI Blue Shark Meet okazało się być moją najlepszą jak dotąd sesją big game. Dopisywała nam piękna słoneczna pogoda i wręcz idealny wiatr dający szybki dryf jednak nie będący zbyt uciążliwy na pokładzie.

Nowością w stosunku do poprzednich lat było użycie żywych przynęt obok typowych przynęt z martwej rybki. Ku naszemu zdziwieniu już po dwunastu minutach (!) od zarzucenia wędki nastąpił odjazd na zestawie z żywcem. Niestety ryba została stracona najprawdopodobniej z powodu zbyt małego haka. W dalszej części rejsu zestaw ten był uzbrojony w małą (joey) makrelę co zaowocowało braniem okazowej belony, której branie było tak gwałtowne że wzięliśmy je za odjazd rekina.

Pierwszą i jak się później okazało największą rybą rejsu była samica żarłacza o rozmiarach FL: 192 cm, TL: 226 cm, G: 84 cm, szacowana na około 130 lb. Oznacza to że ryba ta jest moim największym żarłaczem do tej pory. Była to również moja najdłuższa walka z rybą, trwająca 60 minut. Ryba została oznaczona tagiem numer: 34729

Jakiś czas potem dostrzegliśmy kilka rekinów różnej wielkości pływających w smudze zanęty. Po kolei następują brania dwóch niewielkich rekinów które zostają przez nas pewnie złowione. Kilka chwil później następuje kolejne branie na mojej wędce. Tym razem dokręcam mocniej hamulec i staram się wywierać większą presję na rybę. Po dłuższej walce udaje mi się złowić kolejnego dużego żarłacza, którego szacujemy na około 100 lb. Ryba jest bardzo gruba FL: 178 cm, TL: 217 cm, G: 84 cm, Tag: 42052

W rezultacie sesję kończymy wynikiem pięciu brań i czterech złowionych ryb, w tym dwóch szacowanych powyżej 100 funtów masy ciała.

lipca 30, 2010

Wielki Blues z Donegalu

To spotkanie oryginalnie było zaplanowane jako SAI Porbeagle Meet, jednak żarłacze śledziowe, zgodnie z raportami, przestały pokazywać się w miejscu w którym zamierzaliśmy łowić na około dwa tygodnie przed planowanym rejsem.

Mimo to wypłynęliśmy aby sprawdzić czy przypadkiem już nie powróciły. Łódź została zakotwiczona w malowniczym przesmyku pomiędzy górami, gdzie łowiliśmy do godziny piętnastej na zestawy z żywą rybką. Niestety, bez powodzenia. Przenieśliśmy się więc nieco dalej na otwarte wody gdzie ustawiliśmy się w dryf.

Pod koniec dnia na jednej z wędek zanotowaliśmy branie. Ryba pochwyciła żywą przynętę i z furią zaczęła wybierać linkę z kołowrotka, opróżniając go niemal całkowicie. Opróżnienia kołowrotka i straty rekina udało się uniknąć tylko dzięki przytomnej reakcji szypra, który uruchomił silniki i ruszył w pogoń za rybą. Wywiązała się trwająca osiemdziesiąt minut walka z rekinem. Wszyscy na pokładzie, włącznie z szyprem, byli przekonani, że na wędce kolegi jest lamna na którą się nastawialiśmy.

Jakież było nasze zdziwienie gdy przy łodzi okazało się że to duża samica żarłacza błękitnego. Ryba mierzyła siedemdziesiąt cztery i pół cala długości, do rozwidlenia ogona i trzydzieści cztery cale obwodu, co przekłada się na szacowaną wagę około stu dwudziestu funtów.

lipca 18, 2010

SAI Tope & Blue Shark Meet 2010

To już trzecie doroczne spotkanie SAI, tradycyjnie znaczące szczyt sezonu na rekiny szare (ang. tope) i jednocześnie początek sezonu na żarłacze błękitne. Dzień pierwszy to duże nadzieje związane z rekinami szarymi. Ostatnie raporty pochodzące z Clare Dragoon mówiły o nawet dwudziestu czterech rybach złowionych w czasie dwugodzinnej sesji pomiędzy 4 wędkarzy. Niestety tego dnia pogoda była znacznie gorsza. W rezultacie na pierwszej miejscówce zanotowaliśmy dwie złowione ryby i jedno porzucone branie. Narastający wiatr zmusił nas do zmiany miejsca. W czasie drogi na kolejną miejscówkę próbowaliśmy złowić kilka świeżych makrel na przynętę. Jednak nasze wysiłki okazały się daremne. Na drugiej miejscówce udało się złowić jedynie niewielką raję ciernistą i raję nakrapianą (Raja Motagui). Odnotowaliśmy też branie rekina szarego który niestety w czasie holu zmienił się w kupę zielska.

Drugi dzień to polowanie na żarłacza błękitnego. Na jedyne branie tego dnia przyszło nam czekać od godziny jedenastej rano, kiedy to rozpoczęliśmy dryf, aż do dwadzieścia po czwartej po południu. W międzyczasie dłużący się czas umilały nam brania plamiaków i dużych witlinków na klasyczne zestawy paternoster. Odjazd nastąpił właściwie gdy już pogodziliśmy się z myślą o porażce. Rekin w pierwszej kolejności wziął przynętę Johna. Ryba jednak wypluła przynętę po kilkunastu sekundach holu. Po chwili rekin pochwycił moją przynętę. Używałem lekkiej, trzydziesto funtowej linki. Z tego powodu, nie mogłem wywierać na rybę zbyt dużej presji. Efektem była pasjonująca i zacięta, piętnastominutowa walka. Rekin był bardzo delikatnie zacięty. Wydaje się że lżejsza linka zadziałała w tym wypadku na moją korzyść. Gdybym dysponował mocniejszą linką, prawdopodobnie stracił bym rybę w wyniku wyrwania haka z pyska, spowodowanego siłowym holem.

czerwca 24, 2010

Letnie bassy

Starając się wyzyskać do maksimum słoneczną czerwcową pogodę urządzam sobie kilka klasycznych letnich wypraw na bassy morskie. Oczywiście kilkukrotnie łączymy siły z niezawodnym TPE. Porę łowienia niezmiennie wyznacza pora zawracania pływu. Łowienie odbywało się brodząc mniej więcej po pas w wodzie, początkowo o zmroku, później w nocy.



Prawie wszystkie wyprawy są bardzo owocne. W sumie, w ciągu czterech dwu-trzy godzinnych sesji na przestrzeni czterech dni, lądujemy prawie pięćdziesiąt bassów, sześć czy siedem troci i rdzawca. Największy bass mierzył sześćdziesiąt cztery centymetry długości, a największa złowiona troć czterdzieści sześć centymetrów. W czasie jednej z wypraw udaje mi się złowić aż szesnaście ryb w ciągu niespełna dwóch godzin, co stanowi dla mnie rekord.

czerwca 21, 2010

Troć i bass

W miarę próbowania coraz to nowych, bardziej obiecujących miejsc na bassy co i raz znajduję miejsca na troć. Płaskie piaszczyste plaże pływowe, w sąsiedztwie ujść niewielkich rzeczek. Wychodzi więc na to, że licencja na troć i łososia, jest niemalże obowiązkowa dla wędkarzy nastawiających się na labraksa.

Technika i przynęty zasadniczo te same co na bassy jako że nadal to one są głównym celem wypraw. Jednak jak dotąd udaje się łowić jedynie duże ilości niedorostków. W tych okolicznościach waleczna troć jest doskonałym dodatkiem. Miejsca gdzie występują obok siebie, obydwa gatunki tradycyjnych sportowych ryb morskich, labraks i troć, to z pewnością światowego formatu łowiska. Wędkowanie w takim miejscu to jedna z najlepszych wędkarskich przygód.

maja 09, 2010

Powrót szczupaka

Ostatnie dwa lata poświęcone były w przeważającej części wędkarstwu morskiemu. Wypady na wody słodkie, w tym czasie, można było dosłownie policzyć na palcach jednej ręki. Tej wiosny postanowiłem odkurzyć nieco swoje szczupakowe przynęty i wyprawić się w poszukiwaniu tej sztandarowej ryby sportowej wód słodkich.

O świcie, spotykam się z moim kolegą, na co dzień przewodnikiem wędkarskim, nad brzegiem niewielkiego jeziorka w hrabstwie Galway. Nie bez problemów, spowodowanych niskim stanem wody, zrzucamy łódkę na wodę i rozpoczynamy łowienie. Już po kilkudziesięciu minutach notujemy branie na wędce uzbrojonej w zestaw z martwą płocią. Ryba jest bardzo waleczna i raczy nas wieloma silnymi odjazdami. Po trwającej dłuższą chwilę walce, niespełna metrowy szczupak ląduje w łodzi.

Niestety, mimo szczerych starań w dalszej części dnia lądujemy, jeszcze tylko dwie niewielkie ryby. Celowo pomijam dość liczne brania szczupaczej młodzieży o rozmiarach zbliżonych do przynęt których używaliśmy. Mimo skromnego wyniku z radością przyjąłem powrót z wędką na wody słodkie.

kwietnia 17, 2010

Bassy w falach

Jeszcze nigdy nie widziałem tylu bassów w czasie jednej sesji wędkarskiej. Przyznaję jednak, że większość z nich była obserwowana w stanie wolno-pływającym a nie wylądowanym. Irlandzka wiosna jest w tym roku wyjątkowo słoneczna i ciepła. Postanowiłem więc wypróbować nową miejscówkę na bassy. W odróżnieniu od większości moich sprawdzonych miejsc, jest ona szczególnie produktywna w czasie maksimum pływu. Uważny czytelnik bloga zapewne zauważył, że większość moich wypraw na labraksy odbywa się w okolicy pływowego minimum. Tym razem jednak podjąłem siedemdziesięcio kilometrową wyprawę aby znaleźć się na upatrzonej plaży na dwie godziny przed maksimum pływu.

Warunki były dość trudne. Nierówne, poszarpane, jakże typowe skały i smagająca je wysoka fala. Miejsce na którym stałem było niemalże ponad poziomem wody, jednak uderzająca fala sprawiała, że regularnie czułem w ustach smak słonej wody. Patrząc na piętrzące się w pewnej odległości fale, widziałem w nich ryby. Niektóre dawały się nieść fali, niektóre eleganckimi ruchami przemieszczały się wewnątrz wodnego grzbietu. W czasie sesji byłem całkowicie pewien że są to bassy. Niekiedy widziałem pojedyncze ryby, niekiedy dwie lub trzy jednocześnie. Mój wędkarski przyjaciel, znający tę miejscówkę nieco dłużej twierdzi jednak, że były to cefale a nie bassy. Trudno mi jest się z tym zgodzić, gdyż ani razu nie zaobserwowałem typowego dla cefali wyskakiwania w wody w momencie podanie przynęty w miejsce gdzie przebywały ryby. Wielokrotnie zaś zaobserwowałem typowe dla bassa młynki w wodzie i podążanie za przynętą.

Rezultat dwu i pół godzinnej sesji to trzy wylądowane bassy o rozmiarach około pięćdziesięciu centymetrów. Największy z nich mierzył pięćdziesiąt sześć centymetrów długości. Wszystkie ryby były niezwykle żywotne i na lekkiej wędce dawały dobrą walkę, dodatkowo wykorzystując siłę morskich fal.

kwietnia 10, 2010

Tryplet skoordynowany

Łowienie na zestawy z wieloma hakami jest jednym z podstawowych sposobów wędkowania na morzu. Poza zwiększeniem prawdopodobieństwa zwabienia i skutecznego zacięcia ryby, metoda ta daje również szansę na walkę z kilkoma rybami jednocześnie. Teoria mówi jednak, że bardziej sportowym sposobem połowu jest używanie zestawu z jednym hakiem. Poza oczywistym zmniejszeniem prawdopodobieństwa brania, chodzi przede wszystkim o sposób walki z rybą na wędce. Pojedyncza ryba na końcu zestawu pozwala lepiej wczuć się w walkę. Wędkarz walczy z rybą a ryba z wędkarzem. Podczas holu kilku ryb zaciętych na tym samym zestawie, ryby walczą również między sobą. Tym samym gra staje się mniej celowa. Naturalnie, preferowane są wtedy mocniejsze wędki, pozwalające łatwiej; siłowo wyciągnąć na powierzchnię szarpiące się ryby.

Na swoich wyprawach morskich najczęściej używam lekkiej wędki o mocy jedenastu kilo i ciężarze wyrzutu około 110g (4 oz). Podczas jednego z rejsów postanowiłem wypróbować „diabelski zestaw” (ang. devil rig). Trzy-hakowy paternoster z elementami wabiącymi wykonanymi z kawałka plastikowej, fluorescencyjnej rurki naciągniętej na hak przystrojony „makrelowym” piórkiem. Podczas jednego z opuszczeń zestawu poczułem spory opór po którym nastąpił gwałtowny odjazd ryby. Po nim drugi i trzeci silny odjazd. Przyznam, że byłem przekonany, że walczę z pojedynczą dużą rybą w myśl teorii opisanej na początku tego postu, jakoby dwie ryby zacięte na jednym zestawie nie były zdolne do skoordynowanej ucieczki. Jakież było moje zdziwienie gdy po dłuższej walce na powierzchni pojawiły się nie dwa a trzy rdzawce zacięte na mój zestaw paternoster. Tym razem zdobyczą okazały się dwa dobrych rozmiarów rdzawce i trzeci nieco mniejszy (na zdjęciu można dostrzec jego pysk przy jednym z wabików zestawu).

Wnioskiem jest więc, że nawet kilka ryb zaciętych jednocześnie na zestawie z kilkoma hakami może podjąć skoordynowaną walkę. Kluczem zdaje się być fakt, że ryby zaatakowały zestaw w pół wody. Co u wszystkich z nich zaowocowało naturalną ucieczką w kierunku dna. Zdaje się, że ten odruch dał wrażenie skoordynowanej walki, niczym z pojedynczą rybą.

marca 17, 2010

Trocie zamiast bassa

Całkiem niezła marcowa pogoda i sprzyjający pływ skusiły mnie do odwiedzenia piaszczystych brzegów hrabstwa Kerry celem sprawdzenia czy uda mi się złowić pierwszego w tym roku bassa. Po przybyciu na miejsce byłem zaskoczony bardzo dużą przejrzystością wody. To oczywiście dobrze wróżyło moim planom gdyż w relatywnie ciepły dzień i przy przejrzystej wodzie ryby powinny dobrze żerować.

Moje przewidywania się sprawdziły jednak nie do końca. Zamiast bassów natknąłem się na całe stado troci wędrownych. Ryby pukały i przytrzymywały przynętę niemal w każdym rzucie. W czasie krótkiej dwugodzinnej sesji zaciąłem dziesięć ryb z czego wyholować udało mi się sześć. Kolejna sesja, również dwu godzinna odbyła się przy znacznie silniejszym wietrze. Jednak to zdawało się zupełnie nie przeszkadzać trociom. Tę sesje zakończyłem z wynikiem pięciu ryb na brzegu z siedmiu zaciętych. Większość ryb mierzyła w okolicach osiemnastu cali a największa z nich czterdzieści osiem centymetrów długości.

stycznia 02, 2010

Morski pstrąg...

Nowy rok powitał mnie mroźną słoneczną pogodą, minimalnym wiatrem i pełnią księżyca. Skłoniło mnie to do urządzenia kilku porannych ekspedycji na piaszczyste łachy odkryte przy niskim stanie wody. Temperatura powietrza około zera z biegiem dnia zwiększająca się do około 5 stopni. Sezon 2010 otwarty.