lipca 30, 2010

Wielki Blues z Donegalu

To spotkanie oryginalnie było zaplanowane jako SAI Porbeagle Meet, jednak żarłacze śledziowe, zgodnie z raportami, przestały pokazywać się w miejscu w którym zamierzaliśmy łowić na około dwa tygodnie przed planowanym rejsem.

Mimo to wypłynęliśmy aby sprawdzić czy przypadkiem już nie powróciły. Łódź została zakotwiczona w malowniczym przesmyku pomiędzy górami, gdzie łowiliśmy do godziny piętnastej na zestawy z żywą rybką. Niestety, bez powodzenia. Przenieśliśmy się więc nieco dalej na otwarte wody gdzie ustawiliśmy się w dryf.

Pod koniec dnia na jednej z wędek zanotowaliśmy branie. Ryba pochwyciła żywą przynętę i z furią zaczęła wybierać linkę z kołowrotka, opróżniając go niemal całkowicie. Opróżnienia kołowrotka i straty rekina udało się uniknąć tylko dzięki przytomnej reakcji szypra, który uruchomił silniki i ruszył w pogoń za rybą. Wywiązała się trwająca osiemdziesiąt minut walka z rekinem. Wszyscy na pokładzie, włącznie z szyprem, byli przekonani, że na wędce kolegi jest lamna na którą się nastawialiśmy.

Jakież było nasze zdziwienie gdy przy łodzi okazało się że to duża samica żarłacza błękitnego. Ryba mierzyła siedemdziesiąt cztery i pół cala długości, do rozwidlenia ogona i trzydzieści cztery cale obwodu, co przekłada się na szacowaną wagę około stu dwudziestu funtów.

lipca 18, 2010

SAI Tope & Blue Shark Meet 2010

To już trzecie doroczne spotkanie SAI, tradycyjnie znaczące szczyt sezonu na rekiny szare (ang. tope) i jednocześnie początek sezonu na żarłacze błękitne. Dzień pierwszy to duże nadzieje związane z rekinami szarymi. Ostatnie raporty pochodzące z Clare Dragoon mówiły o nawet dwudziestu czterech rybach złowionych w czasie dwugodzinnej sesji pomiędzy 4 wędkarzy. Niestety tego dnia pogoda była znacznie gorsza. W rezultacie na pierwszej miejscówce zanotowaliśmy dwie złowione ryby i jedno porzucone branie. Narastający wiatr zmusił nas do zmiany miejsca. W czasie drogi na kolejną miejscówkę próbowaliśmy złowić kilka świeżych makrel na przynętę. Jednak nasze wysiłki okazały się daremne. Na drugiej miejscówce udało się złowić jedynie niewielką raję ciernistą i raję nakrapianą (Raja Motagui). Odnotowaliśmy też branie rekina szarego który niestety w czasie holu zmienił się w kupę zielska.

Drugi dzień to polowanie na żarłacza błękitnego. Na jedyne branie tego dnia przyszło nam czekać od godziny jedenastej rano, kiedy to rozpoczęliśmy dryf, aż do dwadzieścia po czwartej po południu. W międzyczasie dłużący się czas umilały nam brania plamiaków i dużych witlinków na klasyczne zestawy paternoster. Odjazd nastąpił właściwie gdy już pogodziliśmy się z myślą o porażce. Rekin w pierwszej kolejności wziął przynętę Johna. Ryba jednak wypluła przynętę po kilkunastu sekundach holu. Po chwili rekin pochwycił moją przynętę. Używałem lekkiej, trzydziesto funtowej linki. Z tego powodu, nie mogłem wywierać na rybę zbyt dużej presji. Efektem była pasjonująca i zacięta, piętnastominutowa walka. Rekin był bardzo delikatnie zacięty. Wydaje się że lżejsza linka zadziałała w tym wypadku na moją korzyść. Gdybym dysponował mocniejszą linką, prawdopodobnie stracił bym rybę w wyniku wyrwania haka z pyska, spowodowanego siłowym holem.