marca 03, 2013

Przywitanie z bassami

Ubiegłoroczny sezon okazał się jednak nie być taki zły jak wydawał się być. Szczególnie biorąc pod uwagę marne warunki pogodowe. Wielu znajomych wędkarzy pobiło nie tylko swoje życiowe rekordy długości ryby ale i rekordy ilości ryb złowionych w jednym roku. Pierwszy w roku post w blogu to chyba ostania szansa na takie podsumowanie czy może raczej sprostowanie. Zdaję sobie również sprawę, że nie wszyscy się z tym zgodzą i teoria o wyjątkowo mizernym sezonie 2012 nadal będzie miała wielu zwolenników. Jestem jednak zdania, że nie należy się już zbyt długo zastanawiać nad tym co było ale patrzeć do przodu na nadchodzącą wiosnę a wraz z nią zwiększenie aktywności ryb i wędkarzy.

Pierwsze powiewy wiosny dało się już wyczuwać wcześniej ale nic tak nie motywuje do wyjścia nad wodę jak doniesienia o złowionych w okolicy rybach w połączeniu z temperaturą powietrza zbliżającą się do dziesięciu stopni Celsjusza. Dodać do tego słoneczny weekend i korzystny pływ a szybko zostaje osiągnięty wystarczający poziom ciśnienia wędkarskiego abym zapakował przygotowywany już od kilku tygodni sprzęt i udał się na okoliczne łowiska. W pierwszej kolejności udaję się na ulubione do trzech lat łowisko. Rozległa piaszczysta plaża. Na miejscu nie zastaję spodziewanego tłumu wygłodniałych łowienia wędkarzy. Szybko się przebieram i mimo, że miejsce to nie jest idealne o tej porze roku śmiało kieruję się ku wodzie. Spotyka mnie jednak duże rozczarowanie. Głęboki kanał który kiedyś łączył spływający z gór strumień z oceanem, który obdarzył mnie i wielu znajomych mnóstwem dorodnych ryb, po zimowych sztormach praktycznie przestał istnieć. Jedyne co pozostało to coś w rodzaju podłużnej niecki praktycznie bez połączenia z wodami oceanu. Przechodzę przez nią w poprzek nie zanurzając się głębiej niż do pasa. Chodzę jeszcze przez chwilę po plaży dochodząc do samego brzegu. Tam też nie daje się łowić z powodu sporych fal i zmąconej, mętnej wody. Po ledwo ponad godzinie wracam do samochodu. Szybko zdejmuję z siebie wodery i udaję się na kolejną, tym razem skalistą miejscówkę. Skaliste miejsca w słonecznej pogodzie to zawsze dobre miejsca w chłodnych porach roku. Przy wysokim pływie woda ogrzewa się od nagrzanych podczas odpływu skał. Cieplejsza woda wabi z kolei drobne organizmy i małe rybki, za którymi niezawodnie podążają drapieżniki. Większe ryby które mnie interesują. Niestety na miejsce docieram jeszcze przy stosunkowo niskiej wodzie. Na dodatek jest ona mocno pokolorowana i nieprzezroczysta. Łowię tam przez około godzinę bez specjalnego przekonania i bez rezultatów.



Kolejnego dnia udajemy się z kolegą Tomaszem na inną skalistą miejscówkę jednak przy nieco wyższej wodzie. Wieczór jest ciepły, bezwietrzny i spokojny. W bardzo relaksującej atmosferze rozpoczynamy łowienie i już po kilkunastu rzutach zacinam rybę. Pierwszy bass w tym roku! To również mój najwcześniej złowiony bass w roku, ledwie początek marca! Chwilę później Tomasz zacina kolejną rybę, która jednak wypina się tuż pod jego nogami. Niebawem kolejna ryba atakuje jego przynętę i tę już udaje mu się wyjąć z wody. Łowimy jeszcze chwilę jednak przychodząca woda zmusza nas do odwrotu na wyżej położone miejsce. Niebawem jednak zapada zmrok, a my usatysfakcjonowani udajemy się do swoich domów.