Pierwszy pozakrajowy zlot forumowiczów z portalu jerkbait.pl był nadzwyczaj skromny. Jak to ujął nasz gospodaż Standerus – zlot jak co weekend. Wiele na jego temat zostało już napisane, dlatego opisze jeden tylko jego aspekt, nie poruszany w pozostałych relacjach. Był to mój pierwszy porządny kontakt z castingiem, czyli łowieniem przy użyciu wędek dostosowanych do współpracy z multiplikatorem.
Pierwszy dzień to ciężkie przynęty i polowanie na szczupaka. Wypływamy na zatokę Inny w dwie łodzie. Pogoda całkiem dobra choć pod koniec dnia, już raczej, dla wytrwałych.
Operowanie zestawem castingowym przy około 40 gramowych przynętach okazuje się nadzwyczaj łatwe. Po kilkunastu rzutach osiągane odległości podawania przynęty nie różnią się od tych osiąganych przy użyciu zwykłego kołowrotka. Hamowanie szpuli szybko staje się odruchowe i zupełnie nie poświęca się temu uwagi. Po pół dnia łowienia zestaw na tyle daje się wyczuć, że bez przeszkód wyobrażam sobie łowienie w całkowitych ciemnościach bez konieczności obserwowania przynęty i jej momentu wpadania do wody.
Drugi dzień, to druga sprawność castingowa, czyli lekkie przynęty.
Nastawiamy się na pstrągi na pobliskiej rzece. Tutaj operowanie zestawem z multiplikatorem wymaga już nieco skupienia i koordynacji. Okolica jest zarośnięta a pobliskie drzewa obwieszone całą galerią rozmaitych przynęt. Pozostałości po poprzednikach. Tym razem, szpulę multiplikatora trzeba hamować już w czasie lotu przynęty, a nie tylko w chwili jej kontaktu z woda. Oczywiście jest to nieco trudniejsze, ale ponownie po pewnym czasie staje się odruchowe i nie nastręcza jakiś szczególnych kłopotów. Niestety rzeka po nocnych ulewach jest wezbrana i bura, przez co nie mamy najmniejszych szans na pstrągi.
Podsumowując spotkanie bardzo udane. Wyborne towarzystwo, wymiana doświadczeń i rozmowy na poziomie. Możliwość organoleptycznego doświadczenia baitcastingu. Dla mnie, to na pewno nie koniec a dopiero początek takiego łowienia.