Zbliża się okres ochronny na irlandzkiego bassa. Trwa od 15 maja do 15 czerwca – to jeszcze trzy dni. Spotykamy się na znanej plaży w Dingle. Jak zwykle napawamy się widokiem wzgórzy otaczających zatokę.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjdcp7wbNsdjMut9djtsc-3YdOIKX-3kjDcgJeBsoQNI8iFsI5nPdUXP9xsldgNxBnkW6h7y0h-B_rIEXmCdZB3RPbJzgptYEGllwBwbPk0fpafgRT1jik1AvCJu2rFO4ujmCQ2Rw/s640/1.JPG)
Chmur kładących się na ich szczytach,
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrMjDkmBgeNwBH_vRNUlhklonajptTiOnJ6z2YNnA69z6gjRCMJNVjvJ7N0SfCtGHdezNljU2RwODneWr5eRIR5QXnwwlgcemvMiXKqDbn344QhUWA6acr7dj6t5d_t72MCFaCSQ/s640/2.JPG)
rozległych pastwisk na ich zboczach przylegających do morskiego brzegu,
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiE1gpiJtaSb54pGvKB7c1Go7pYRXWRVx2As21BhL4Vi9Mvf7Fo8FwT2MqgnTOxyQNiclReEpPj742UUb0UM7hCsJT4KqOiisVsObVQqjdtzxC-WD-QspaxDsUemDKjj2tWj3VQBQ/s640/3.JPG)
bajecznie położonych zabudowań,
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZgJ9MFeSr_Tri1TJuuj5dCF-uhkpVW4eF9d9qzmCv_lNufO9NIonAcWXCjOvgy_kYW-SnxyO23tZ2nYZK3Yn6ztrIDvZpiz_PDvA1BIOkTl4aER8qhXdIHJxxNw_ZpiPAJvVrAg/s640/4.JPG)
jak również pięknem tego co pod naszymi nogami.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyQqqJWN8kpaWtkwzpQC-6xCf-YAs_q3bX-VLuP6fscO0XLiqVuA7FXYCNSNgZTEb2IxYmXgMnZzDVQMf2mZSM79M4X_tyqElctcSk3ey1iLy9k35z1f8NvfEiVO0fnb9tmpSnyw/s640/5.JPG)
Nie wyłączając morskiego dna odsłoniętego akurat przez odpływ.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZVrf8iVgXqr9p4-Q2VuYtVEZh-tKhZmqJfSXd6eZ_ry82mvRW1OP3rFKt0gltgSgoBMa9io5G6HjM-AvgSMQ9WRqPy4x4vjP4tFV7nnhu7EYX9T0I1lG2FWAv-5iTj62tRMkMxA/s640/6.JPG)
Robimy krótki przegląd przynęt, po czym zakładamy te, co zawsze i zaczynamy działać.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsWAmQaM9Jjhrjw-UywRjSEjK-9mWi_PWU-Q-y-nTT92uQjin3HqdpQX4RH6Ck8-Dn0CEaj-dGDqJXpsFO6ciAXzisHmLKUBmDxtDlN2X_yhgrDtpuLwtscF7whqZ7kst4N0iQqA/s640/7.JPG)
Wszyscy łowimy odkryciem tego sezonu, sprawdzającymi się doskonale, 9-cio centymetrowymi bezsterowymi woblerami. Powiedzieć można – boleniowymi. Nie mija wiele czasu a tuż przy swojej przynęcie, przy samym brzegu widzę chlapnięcie i przewalające się ciało bassa. Chwilę potem Paweł ma na wędce rybę, wymiarowego labraksa (wymiar ochronny to 40cm), którego pewnie ląduje. Paweł za przynętę używa zeszłoroczny hit, 3 cm pomarańczowego, twistera na 3 gramowej główce. Moi bardziej doświadczeni koledzy zgodnie stwierdzają, że ponieważ jest widno lepiej przestawić się na te właśnie gumki. Ja również dostaję taką przynętę z arsenału Tomka. Jednak zarówno szczęśliwy łowca jak i ja mamy wrażenie, że bass przypłynął tu za woblerem a w gumę uderzył „z rozpędu” po nieudanym ataku na woblera. Po dłuższej chwili bezowocnego jig-owania decyduję się powrócić to woblera. Ta decyzja przynosi prawie natychmiastowy rezultat w postaci kolejnego bassa
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRCRXvvAAB9_QyT_uy3AB-o2OzYjNph4BVo2jjHd585yvF58mJHzSf2sfWgO4Ep_12Rqcmax5MUsOb-PgGEUoe2Yyg9Av4Cy660ueBgnnQKU4vHEMmRnciqqXbQO0P_VzirZUEfw/s640/8.JPG)
Zaczyna zmierzchać a my rzucamy zapamiętale
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjA7mcs-WH7gQlusJaLBaJZDwHeIcROri7RowvVoJJEmG0w7d42dpSYlbgB8MVhQKB0PbS81iHafJLPKA7dnBTihMrECfY02FSNEo7H35GH_Eukv3ux9YplH3FZGOeJzyaPzkp4cw/s640/9.JPG)
W pewnym momencie Paweł zacina dużą rybę, która walczy zapamiętale
Okazuje się, że to ponad 2-u kilogramowy, mullet czyli po polsku cefal
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEip1f3dNH9YitoxNogijwfs3nrwT_hx0LibcNAyqA0KN8ZhoqHoTkZr5IuNsxDblqrZBm6enBU0Wg7-nXlg6Gtdsn0KD4JzbVO63PnvmF4uHSEAC_5zjPwAMiZRDnGesoe9kbP-lA/s640/a.JPG)
Tego dnia kończymy ze wspólnym wynikiem 6 bassów, 1 mullet i 2 malutkie rdzawce. Następnego dnia czekam na wieczór. Niestety wieje porywisty wiatr (taki, co zrywa czapki). Nawet nie dzwonię do Tomka spytać się jak warunki na zatoce w Dingle. Nie dzwonię, za to On dzwoni do mnie. „Przyjeżdżasz? Tutaj wcale nie wieje, woda jest OK.” słyszę w słuchawce. To mi wystarcza i 15 min później już jestem w drodze. Po 45min dojeżdżam do zatoki. Odpływ w pełni, to dobrze.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdbCXPLyC54I4reutpyrkpkjDokspDjZKu610rVsh43OsR6SdUOXH_Ib5JuDMWs9k_lsMuPc2if0LM0jV-w9F_y9kI9R-M9pdu4VpWV0LFJMPorAicmRU2LKEbOMcqawMIqprpdQ/s640/b.JPG)
Wysiadam, zaczynam gotować sprzęt…. Ale, ale, miało nie wiać… Rozczarowany stwierdzam, że jednak wieje i to równie mocno jak w Tralee. No, ale co robić, skoro już tu jestem. Idę na plażę i próbuję rzutu. Wiatr znosi woblera i w efekcie ściągam go zupełnie z boku, bania na plecionce, nie da się łowić. Mijam plażę i idę na wysunięty cypel, po drodze mijając pozostałości nieudanego wodowania łodzi.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiJf3feh-ldzVEFzFf-ikH6EDOXBpys7S-RiwrOaD3-dhveSXcvoSOa8UskE0l7xxkJ_X0IjBmUazpE81WzV0Na8ZsXFoz4YYDe8bSI7eR7vCOFwVouN8nq7E06nZbqmRcVjIIlKg/s640/c.JPG)
Tu mam wiatr w plecy, więc liczę, że jakoś się uda. Rzeczywiście udaje się – łowię dwa, rdzawce nieprzekraczające 20-tu centymetrów. Mam dość, wiatr się wzmaga. Wracając wzdłuż plaży rzucam od niechcenia przynętę. Efekt jak poprzednio. W połowie drogi rzucam jeszcze raz i…. barnie. Po kilku minutach emocji ląduję ponad 40cm labraksa
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwXgipF2k6kToGacsR6dvmzToJQWsWrMpJxyGaiSeLM-gcwbXjin7kOBUm8GqaDIxKoLg1hAs4XQJpwfGvmrT8Gi9kU0fKEosMEvmbYRzMWK2qT42a6I2CUFqZcgGVEIAWWL8hbA/s640/d.JPG)
Kolejny rzut i kolejne branie! Tym razem ryba spada. To dodaje mi nowych sił i nadziei. Zapada noc. Kolejne 2, 3 rzuty i kolejny bass na mojej wędce. Tym razem to ja wygrywam i ląduję kolejnego bassa – nieco mniejszego, ale również wymiarowego (wymiar ochronny 40cm).
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg7CEKHs98MqiVWW2CmnLMLXLoOoKocsJDc3-_RNgXvsS60rulxrn3mb7Mas65Mets7ND-RT5cBSHH0e_eFTqRYwAPyumuVNXNIk0T4CQy9wXq0kUXJJlZm0Yarfc7t1Qj1rjZ_oA/s640/e.JPG)
Wracam do wędkowanie kolejne kilka rzutów i znowu ryba na wędce! Niestety po dłuższej walce, już przy brzegu udaje się jej uciec. Może warto w tym miejscu nadmienić, że bass walczy jak mało, jaka ryba. Jest silny i bardzo szybki. Szamocze się i gwałtownie zmienia kierunek ucieczki. Na pewno nie jest łatwym przeciwnikiem – i ta siła! Po kolejnych kilku rzutach odnotowuję kolejne branie i kolejny spad, po kilkuminutowej walce. Jednak Tomek miał racje. Co prawda mylił się co do wiatru, ale takich brań bassów jeszcze nie widziałem. Żerowały, dosłownie jak szalone.
No i w końcu nadchodzi ten moment. Kolejne branie i kolejna walka w toku. Tym razem pamiętając poprzednie dwa spady jestem bardzo czujny. Walczę z rybą niespiesznie i staram się użyć całych swoich umiejętności. Bass walczy wściekle, szarpie wędką i raz po raz wysnuwa żyłkę z kołowrotka. Dwukrotnie w czasie walki luzuję nieco hamulec czując potężną siłę ryby na wędce. Ryba wydaje się tym silniejsza im bliżej brzegu. Jeszcze jeden zryw. Jeszcze jeden odjazd. Jeszcze raz wędka wygina się i szarpie. W końcu udaje się, po wielominutowej walce, na brzegu ląduje największy mój dotychczasowy labraks. Minimalnie ponad 60cm i lekko ponad 2kg
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnSlo8qi4cE3sZkpWVLjUZy_J1cExE13D516MvYvg_xXok3wvRAkTX37EZhwHzF9YofnWV30GBoHUiAwogquf77X5D8DnEDOu50cR5QUy4YhiBk2ex_yfGnmOWP-J6_JJzzTcw-Q/s640/f.JPG)
Emocje jeszcze mną szarpią. Takiej walki jeszcze nigdy nie stoczyłem z rybą. Porównując z bass-em, szczupak podobnych rozmiarów jest niczym francuski piesek. Stoję na brzegu w kompletnych ciemnościach i oddycham głęboko. Jestem zadowolony, jednak telefon Tomka zachęcający mnie do przyjazdu był najlepszym punktem tego dnia (nie licząc holu). Dochodzi 23. Zapalam latarkę i wracam do samochodu. Jestem tak wyluzowany, że większą część drogi jadę ledwo 90-tką, czuję się jak na wieczornym spacerku, pełen luz i satysfakcja.