Można powiedzieć, że to pierwszy sukces w trudnej sztuce surfcastingu. Co prawda łowiłem już z plaży bassy na spinning, jednak wszelkie połowy gruntowe zakończone sukcesem odbywały się bądź z pomostów czy przystani bądź z klifów. Tym razem jednak mój upór i konsekwencja zaowocowały. Po pierwsze dobrze wybrałem miejsce i porę. Fenit Island wieczór. Chwila po zwrocie pływu na wzbierający. Po drugie, poprzednie bezowocne wyprawy dały tyle, że nauczyłem się podawać zestaw na wystarczającą odległość. I mimo że wiatr nie był wcale słaby a na dodatek wiał w kierunku lądu odległość, na jaką szybował zestaw była zadowalająca. Sam zestaw również wypracowany drogą poprzednich doświadczeń. Zrezygnowałem z tak polecanego wszem i wobec dwu-hakowego zestawu na korzyść jednego haka 2/0 na bocznym troku i ciężarka z wąsami 150g. Jako przynęta posłużyły poczciwe paski mięsa makreli. Pierwszą surfcastingową zdobyczą okazał się pospolity rekinek psi (dogfish). Jednak na pocieszenie, największy, jakiego do tej pory złowiłem – 66cm
Ten sukces oczywiście podniósł moje morale i dodał zapału. Niespełna półtorej godziny później szczytówka najpierw prostuje się a następnie po pewnej chwili zaczyna być energicznie szarpana. Zacięcie i od razu czuję, że ryba jest większa niż poprzednia zdobycz. Holując ostrożnie rybę zastanawiam się, co mam na końcu wędki. Wiem, że ryba na pewno nie walczy jak dogfish, który stawia raczej równomierny opór, po czym chlapie się na powierzchni. Ryba, co jakiś czas szarpie bardzo energicznie wędką w czasie holu. To jeszcze bardziej wzmaga moją ostrożność gdyż zastanawiam się czy nie mam na wędce bassa, wiedząc, że i na przynętę leżącą na dnie można je niekiedy złowić. W końcu przy samej plaży widzę przewalające się w wodzie duże płetwy. To na pewno nie jest bass ani nic, co do tej pory miałem na wędce. Po chwili ląduję ponad 70-cio centymetrową raję ciernistą (Raja clavata) nazywaną tutaj thornback ray.
Trzeba się z nimi obchodzić z ostrożnością, jako, że nie dość, że ich ciało oraz ogon pokryte jest dużą ilością ostrych kolców, to większe osobniki potrafią wytwarzać silne ładunki elektryczne. I tak kończy się pierwszy skuteczny połów surfcastingowy.
Ten sukces oczywiście podniósł moje morale i dodał zapału. Niespełna półtorej godziny później szczytówka najpierw prostuje się a następnie po pewnej chwili zaczyna być energicznie szarpana. Zacięcie i od razu czuję, że ryba jest większa niż poprzednia zdobycz. Holując ostrożnie rybę zastanawiam się, co mam na końcu wędki. Wiem, że ryba na pewno nie walczy jak dogfish, który stawia raczej równomierny opór, po czym chlapie się na powierzchni. Ryba, co jakiś czas szarpie bardzo energicznie wędką w czasie holu. To jeszcze bardziej wzmaga moją ostrożność gdyż zastanawiam się czy nie mam na wędce bassa, wiedząc, że i na przynętę leżącą na dnie można je niekiedy złowić. W końcu przy samej plaży widzę przewalające się w wodzie duże płetwy. To na pewno nie jest bass ani nic, co do tej pory miałem na wędce. Po chwili ląduję ponad 70-cio centymetrową raję ciernistą (Raja clavata) nazywaną tutaj thornback ray.
Trzeba się z nimi obchodzić z ostrożnością, jako, że nie dość, że ich ciało oraz ogon pokryte jest dużą ilością ostrych kolców, to większe osobniki potrafią wytwarzać silne ładunki elektryczne. I tak kończy się pierwszy skuteczny połów surfcastingowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz