listopada 03, 2007

Dunquin


Jeszcze przed nadejściem zimowych sztormów wybieramy się na miejscówkę niedaleko miejscowości Dunquin na półwyspie Dingle. Zostawiamy samochód na rozwidleniu gruntowych dróg pomiędzy zabudowaniami i dalej już pieszo, przez pastwiska, skacząc niejednokrotnie przez ogrodzenia z drutu kolczastego zmierzamy w kierunku brzegu. W końcu docieramy do czegoś, co można nazwać miniaturowym fiordem.

Bardzo ostrożnie schodzimy po ostrych jak nóż stromych skałach jak najbliżej wody, zbroimy wędki i zaczynamy łowienie przy użyciu niewielkich gum.

Niestety ryby nas nie rozpieszczają. Od czasu do czasu, gdy ławica zbliża się do brzegu następuje seria brań, po czym następuje przerwa, wypełniana bezowocnym biczowaniem wody. Aż do nadejścia kolejnej ławicy. W tym czasie udaje się nam złowić kilka ledwie przeciętnych rdzawców.

Mnie, w ramach niewielkiej odmiany, udaje się złowić czarniaka a konkretniej czarniaczka. Jest malusi, ale przynajmniej większy niż ten złowiony przeze mnie na początku roku w Fenit.

Dzień zbliża się do końca a chwilę przed zmierzchem Tomek, jak zwykle pieczętuje nasz wypad mocniejszym akcentem w postaci rdzawca przyzwoitych rozmiarów, przynajmniej jak na rybę złowioną z brzegu.

I tak jeden z ostatnich w tym roku wypadów na ryby na półwyspie Dingle dobiega końca. W następnym tygodniu zaczynają się sztormy i wiatr wiejący z prędkością 70 km/h. Oby do marca!