W drugiej połowie lipca odbyło się w Carigaholt spotkanie forum wędkarskiego, SAI (Sea Angling Ireland) i jednocześnie internetowego klubu wędkarskiego SAI SAC. Przez dwa kolejne dni wypływaliśmy na wody Atlantyku u ujścia rzeki Shannon na łodzi Clare Dragoon dowodzonej przez szypra Luka Astona. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, Luke z żoną prowadzi gospodarstwo agroturystyczne ukierunkowane na wędkarzy. Zainteresowanych odsyłam na http://www.fishandstay.com. Pierwszy dzień miał być dedykowany połowowi rekinów szarych. Jednak sprzyjające warunki miały nastać dopiero wieczorem, dlatego od rana wędkowaliśmy metodą gruntową.
Główną atrakcją okazały się być rekinki plamiste Scyliorhinus stellaris które dostarczały nam dobrych emocji. Jak widać są to rekinki podobne do Scyliorhinus canicula, jednak występujące dalej od brzegu. Są również wyraźnie większe a co za tym idzie walka, jaką dają jest nieporównywalnie lepsza.
Po tak mile spędzonym poranku i sporej części popołudnia, powróciliśmy na przystań, aby zjeść obiad w pobliskim pubie i odetchnąć przed wieczornym wypłynięciem na rekiny szare.
Pełnym popołudniem, po raz drugi tego dnia zbieramy się na nabrzeżu i sprawnie wypływamy na łowisko. Kotwiczymy pomiędzy szlakami żeglownymi i z zainteresowaniem patrząc na przepływające statki, oczekujemy kolejnych brań rekinów szarych.
Ostatecznie nadchodzi chwila, kiedy terkotka mojego kołowrotka odzywa się jakże oczekiwanym dźwiękiem. Szybki odjazd, krótka chwila oczekiwania, dokręcenie hamulca, uniesienie wędziska. Rozpoczyna się walka z niemal półtorametrową, silną i szybką rybą. Nie bez problemów, ale jednak wygrana.
Koniec pierwszego dnia, oczywiście w pubie przy pincie guinnessa. Kolejny dzień to monotonne oczekiwanie na branie żarłacza błękitnego. Nudy, nic się nie dzieje. Ostatecznie wędkarze zaczęli umilać sobie czas łowiąc witlinki, nie raz po cztery sztuki na raz na rozmaite zestawy typu choinka.
Wreszcie jest, odjazd kolejno na dwóch wędkach. John rozpoczyna hol. Po kilkunastu chwilach lądujemy małego żarłacza błękitnego. Metr siedemdziesiąt długości i niecałe 50lb wagi.
Kończymy spotkanie, pora na podsumowanie. Świetna wygodna i duża łódź, dowodzona przez młodego, ale doświadczonego szypra. Przemyślany i metodyczny sposób łowienia. Spotkanie dobrze zaplanowane i sprawnie zrealizowane.
Główną atrakcją okazały się być rekinki plamiste Scyliorhinus stellaris które dostarczały nam dobrych emocji. Jak widać są to rekinki podobne do Scyliorhinus canicula, jednak występujące dalej od brzegu. Są również wyraźnie większe a co za tym idzie walka, jaką dają jest nieporównywalnie lepsza.
Po tak mile spędzonym poranku i sporej części popołudnia, powróciliśmy na przystań, aby zjeść obiad w pobliskim pubie i odetchnąć przed wieczornym wypłynięciem na rekiny szare.
Pełnym popołudniem, po raz drugi tego dnia zbieramy się na nabrzeżu i sprawnie wypływamy na łowisko. Kotwiczymy pomiędzy szlakami żeglownymi i z zainteresowaniem patrząc na przepływające statki, oczekujemy kolejnych brań rekinów szarych.
Ostatecznie nadchodzi chwila, kiedy terkotka mojego kołowrotka odzywa się jakże oczekiwanym dźwiękiem. Szybki odjazd, krótka chwila oczekiwania, dokręcenie hamulca, uniesienie wędziska. Rozpoczyna się walka z niemal półtorametrową, silną i szybką rybą. Nie bez problemów, ale jednak wygrana.
Koniec pierwszego dnia, oczywiście w pubie przy pincie guinnessa. Kolejny dzień to monotonne oczekiwanie na branie żarłacza błękitnego. Nudy, nic się nie dzieje. Ostatecznie wędkarze zaczęli umilać sobie czas łowiąc witlinki, nie raz po cztery sztuki na raz na rozmaite zestawy typu choinka.
Wreszcie jest, odjazd kolejno na dwóch wędkach. John rozpoczyna hol. Po kilkunastu chwilach lądujemy małego żarłacza błękitnego. Metr siedemdziesiąt długości i niecałe 50lb wagi.
Kończymy spotkanie, pora na podsumowanie. Świetna wygodna i duża łódź, dowodzona przez młodego, ale doświadczonego szypra. Przemyślany i metodyczny sposób łowienia. Spotkanie dobrze zaplanowane i sprawnie zrealizowane.