W tym roku, często miałem okazję łowić w dryfie nad piaszczystym dnem Atlantyku położonym kilka mil od Loop Head. Tereny te zamieszkują rozliczne ryby dorszokształtne, jednak witlinek jest tam w przewadze. Witlinek jest gatunkiem poniekąd (nie) sławnym wśród wędkarzy. Kojarzony głównie z małymi rybkami łowionymi z brzegu w okresie zimowym oraz przez nowicjuszy. Na początku wcale nie byłem pod wrażeniem tego łowiska. Jednak dwie rzeczy szybko zmieniły moje nastawienie. Po pierwsze ryb jest tam naprawdę dużo. Już od pierwszego opuszczenia przynęty, po kilku sekundach następuje branie. Aktywność taka, nie licząc krótkich przerw, trwa niemal cały dzień. Po drugie i najważniejsze, witlinki zamieszkujące te rejony są naprawdę duże jak na ten gatunek. Pisząc duże, mam na myśli, okazowo duże. W ciągu niespełna kilku miesięcy regularnych rejsów byłem świadkiem złowienia trzech sztuk kwalifikujących się jako okazy. Wydaje się więc że jest to jeden z najłatwiejszych sposobów na znalezienie się w książce rekordów (zwanej też księgą morderców z uwagi na przepis mówiący o konieczności ważenia zgłaszanych ryb na lądzie). Na dokładkę, dla urozmaicenia można złowić tam inne ryby, które stanowią miłą niespodziankę pomiędzy kolejnymi "okazowymi" witlinkami. Najskuteczniejszą metodą połowu okazał się fluorescencyjny zestaw hokkai z dodatkowo założonymi na haki kawałkami makreli. Zaraz po nim w kategorii skuteczności plasują się typowe zestawy z kilkoma haczykami i kawałkami makreli jako przynętą. Głębokość łowiska wacha się od 70 do 90 metrów a więc należy używać obciążenia od 8 do 12 uncji w zależności od pływu. Również jigi pionowe i małe piklery pozwalają skutecznie łowić na tym łowisku. Na zakończenie wypada wspomnieć że witlinek ma smaczne białe mięso co sprawia, że po męczącym rejsie, wędkarz może uraczyć się świeżą, wyśmienitą smażoną rybą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz