To już trzecie doroczne spotkanie SAI, tradycyjnie znaczące szczyt sezonu na rekiny szare (ang. tope) i jednocześnie początek sezonu na żarłacze błękitne. Dzień pierwszy to duże nadzieje związane z rekinami szarymi. Ostatnie raporty pochodzące z Clare Dragoon mówiły o nawet dwudziestu czterech rybach złowionych w czasie dwugodzinnej sesji pomiędzy 4 wędkarzy. Niestety tego dnia pogoda była znacznie gorsza. W rezultacie na pierwszej miejscówce zanotowaliśmy dwie złowione ryby i jedno porzucone branie. Narastający wiatr zmusił nas do zmiany miejsca. W czasie drogi na kolejną miejscówkę próbowaliśmy złowić kilka świeżych makrel na przynętę. Jednak nasze wysiłki okazały się daremne. Na drugiej miejscówce udało się złowić jedynie niewielką raję ciernistą i raję nakrapianą (Raja Motagui). Odnotowaliśmy też branie rekina szarego który niestety w czasie holu zmienił się w kupę zielska.
Drugi dzień to polowanie na żarłacza błękitnego. Na jedyne branie tego dnia przyszło nam czekać od godziny jedenastej rano, kiedy to rozpoczęliśmy dryf, aż do dwadzieścia po czwartej po południu. W międzyczasie dłużący się czas umilały nam brania plamiaków i dużych witlinków na klasyczne zestawy paternoster. Odjazd nastąpił właściwie gdy już pogodziliśmy się z myślą o porażce. Rekin w pierwszej kolejności wziął przynętę Johna. Ryba jednak wypluła przynętę po kilkunastu sekundach holu. Po chwili rekin pochwycił moją przynętę. Używałem lekkiej, trzydziesto funtowej linki. Z tego powodu, nie mogłem wywierać na rybę zbyt dużej presji. Efektem była pasjonująca i zacięta, piętnastominutowa walka. Rekin był bardzo delikatnie zacięty. Wydaje się że lżejsza linka zadziałała w tym wypadku na moją korzyść. Gdybym dysponował mocniejszą linką, prawdopodobnie stracił bym rybę w wyniku wyrwania haka z pyska, spowodowanego siłowym holem.
Drugi dzień to polowanie na żarłacza błękitnego. Na jedyne branie tego dnia przyszło nam czekać od godziny jedenastej rano, kiedy to rozpoczęliśmy dryf, aż do dwadzieścia po czwartej po południu. W międzyczasie dłużący się czas umilały nam brania plamiaków i dużych witlinków na klasyczne zestawy paternoster. Odjazd nastąpił właściwie gdy już pogodziliśmy się z myślą o porażce. Rekin w pierwszej kolejności wziął przynętę Johna. Ryba jednak wypluła przynętę po kilkunastu sekundach holu. Po chwili rekin pochwycił moją przynętę. Używałem lekkiej, trzydziesto funtowej linki. Z tego powodu, nie mogłem wywierać na rybę zbyt dużej presji. Efektem była pasjonująca i zacięta, piętnastominutowa walka. Rekin był bardzo delikatnie zacięty. Wydaje się że lżejsza linka zadziałała w tym wypadku na moją korzyść. Gdybym dysponował mocniejszą linką, prawdopodobnie stracił bym rybę w wyniku wyrwania haka z pyska, spowodowanego siłowym holem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz