Jedziemy do położonego pomiędzy Ballingeary a Inchigeelagh centrum wędkarskiego Tir na Spideoga nad jeziorem Allua w hrabstwie Cork. Cel wyprawy: zdecydowanie szczupak – to będzie mój pierwszy szczupak, albowiem jedyny, jakiego do tej pory złowiłem miał około 20 cm, więc tak naprawdę się nie liczy. Na miejscu jesteśmy jakieś 20 minut przed 10-tą. Właściciel centrum wędkarskiego, Greg, jest Niemcem od 16-tu lat mieszkającym w Irlandii. Poza wypożyczaniem łodzi można na miejscu również kupić sprzęt, zjeść oraz oczywiście przenocować (B&B – nocleg ze śniadaniem). Wypożyczamy na cały dzień łódź (trzy osoby spokojnie mogą z niej wędkować) i zatankowany do pełna silnik spalinowy Yamaha (całe 2.5 KM), plus 5-cio litrowa bańka paliwa (rezerwa) za jedyne €30. Echosondę można wypożyczyć za €5, kolega mówi, że nie potrzebna a ja w decydującym momencie zapominam o tej możliwości. Jedziemy (a właściwie wracamy) na przystań, przepakowujemy graty na łódź i odbijamy. Tego dnia Greg również jest na wodzie, jako przewodnik dla dwójki Anglików. Poza Anglikami spotykamy jeszcze Litwinów i Węgrów. Jest dość ciepło, niestety niskie ciśnienie, umiarkowany wietrzyk, który czasami zupełnie zanika i co jakiś czas drobniusieńka mżawka. Pierwsze miejsce to płytki i wąski kanał, obrzucamy go dość dokładnie, ale bez efektów. Wypływamy, więc na otwarte wody i zmierzamy do pierwszej miejscówki. Mój kompan jest już nie pierwszy raz na tym jeziorze i zna kilka miejsc godnych uwagi. W około jak zwykle przepiękne, zielone, irlandzkie krajobrazy. Teraz może kilka słów o przynętach. Kolega próbował łowić na skutecznego w czasie swoich poprzednich wypraw jerka imitującego okonia Salmo Slider numer 10. Ja również na udającego okonia pływającego Gloog-a. Poza tym próbowałem rozmaitych obrotówek oraz oczywiście ripperów, choć jak mówił kolega – „tutaj na gumę nie biorą” – myślę że trochę w tym przesady bo jak mogą nie brać na gumę? On po prostu jest fanem woblerów a w szczególności bezsterowców. Jednak wszystko to okazało się nic nie warte. Tego dnia uratowała nas, Rapalla ponieważ tylko na te woblery mieliśmy brania. Skuteczne były nie zawodne jak zwykle x-rap-y w barwach okonia i gold. Całe przedpołudnie pływaliśmy bez efektu, nie licząc dwóch maluszków (20 – 30 cm) W końcu około południa kolega zacina, holuje i podbiera pierwszego szczupaka. Po jakimś czasie napływamy na miejscówkę pomiędzy pionowymi skałami a wyspą z trzciny. Kolega ma potężne branie i zaczyna holować sporego szczupaka. Ryba zbliża się do łodzi i widzimy jego rozmiary – nie mamy wątpliwości, że to metrówa. Niestety, po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, że największe ryby zostają w wodzie. Szczupak mija łódź zmieniając tym samym stronę, którą obrócony jest w kierunku wędki, wobler wypada mu z pyska – odpływa niespiesznie… Kontynuujemy obławianie w kierunku zachodniego krańca jeziora, łowimy kilka małych okoni. W końcu w niewielkiej zatoczce zacinam szczupaka słuszniejszych rozmiarów, na oko ma ponad 70cm. Jednak i w moim przypadku sprawdza się stara wędkarska prawda. Przy samej łodzi szczupak gwałtownym zrywem w fontannach wody wytrząsa woblera i znika w toni. Teraz znowu kolej na mojego towarzysza. Tym razem szczupak 71cm ląduje w łodzi Zdjęcia, mierzenie i do wody Na jeziorze wolno zabrać jednego szczupaka, poniżej 50cm – nie zamierzamy jednak korzystać z tej możliwości. Wreszcie nadchodzi moja chwila – po pełnym emocji holu ląduje w łodzi mój największy jak do tej pory szczupak – uczciwa 60-tka Również wraca do wody.
Płyniemy dalej, przeciskając się przez płycizny i pilnując na dziobie, aby nie zawadzić o podwodne skały widzę pod wodą pierzchające przed łodzią całe ławice ryb, które rozmiarami przypominają mi 2-u, 3-rzy kilowe karpie, które łowiłem w zeszłym roku – to tutejsze leszcze. Tutaj prawie nikt nie łowi białorybu, tak, więc natychmiast przychodzi myśl, że gdyby zanęcić jakąś miejscówkę… Robi się popołudnie, zaczynamy wracać obławiając ponownie miejsca, w których mieliśmy poprzednio brania w tym poprzednie stanowisko naszego metrowego kolegi. Bez efektu – na pocieszenie wyciągam ładnego okonia – to również największy, jakiego do tej pory złowiłem. około 19 zaczyna się już szarówka a na dodatek zaczyna mocno padać. Płyniemy na przystań, to był dobry, uczciwie przespinningowany dzień. Na pewno tu wrócimy. W sumie złowiliśmy 4 czy 5 szczupaków i kilka okoni, gdy oddajemy silnik okazuje się, że mieliśmy lepszy wynik niż Greg i Anglicy, którzy złowili tylko dwa szczupaki po 50 cm i 60 cm
Dla zainteresowanych telefon do Grega +353 26 47 151
Płyniemy dalej, przeciskając się przez płycizny i pilnując na dziobie, aby nie zawadzić o podwodne skały widzę pod wodą pierzchające przed łodzią całe ławice ryb, które rozmiarami przypominają mi 2-u, 3-rzy kilowe karpie, które łowiłem w zeszłym roku – to tutejsze leszcze. Tutaj prawie nikt nie łowi białorybu, tak, więc natychmiast przychodzi myśl, że gdyby zanęcić jakąś miejscówkę… Robi się popołudnie, zaczynamy wracać obławiając ponownie miejsca, w których mieliśmy poprzednio brania w tym poprzednie stanowisko naszego metrowego kolegi. Bez efektu – na pocieszenie wyciągam ładnego okonia – to również największy, jakiego do tej pory złowiłem. około 19 zaczyna się już szarówka a na dodatek zaczyna mocno padać. Płyniemy na przystań, to był dobry, uczciwie przespinningowany dzień. Na pewno tu wrócimy. W sumie złowiliśmy 4 czy 5 szczupaków i kilka okoni, gdy oddajemy silnik okazuje się, że mieliśmy lepszy wynik niż Greg i Anglicy, którzy złowili tylko dwa szczupaki po 50 cm i 60 cm