sierpnia 06, 2013

Czternaście rekinów

Tegoroczne ciepłe lato sprawiło że również połowy żarłaczy błękitnych były wyjątkowo udane. Raporty donosiły o dużej ilości ryb łowionych podczas każdej sesji. Oczywiście nie mogłem przepuścić takiej okazji i gdy tylko okazało się że jest wolny termin niezwłocznie zabukowałem rejs na rekiny. Razem ze mną płynął mój nieodłączny towarzysz rejsów na rekiny John oraz Peresada, który był ze mną na moim pierwszym rejsie którego celem były żarłacze błękitne. Peresada mimo jeszcze kilku kolejnych prób nie miał jak do tej pory szczęścia. Złośliwi twierdzą że nie próbował dość często, w myśl zasady: im więcej próbujesz tym masz więcej szczęścia. Jako gość specjalny i jednocześnie wyznaczony fotograf popłyną z nami również Bigos, niejako z ramienia Salmo Adventures, które w owym czasie zdawało się być wygłodniałe zdjęć wszelakich o tematyce około-wędkarskiej. To też tłumaczy znaki wodne na zdjęciach z tego rejsu.

Pogoda tego dnia niestety nie była idealna ale nie była też zła. Dość spokojne może, umiarkowany do średniego wiatr zapewniał szybki dryf dzięki czemu nasza smuga zanętowa była długa. Sprawiło to, w połączeniu z bardzo wysoką jak na te rejony temperaturą wody, że nie musieliśmy czekać zbyt długo na pierwsze branie. Rozpoczął się stały ciąg kolejnych brań i następujących po nich zmagań z rekinami. Lądowaliśmy ryby od bardzo małych to osobników ponad dwu metrowych. Ostatecznie również Peresada mógł wpisać żarłacza błękitnego na listę złowionych przez siebie gatunków.

Ostatecznie podsumowujemy rejs czternastoma rekinami w łodzi. Wszystkie ryby zostają jak zwykle oznakowane, zmierzone i wypuszczone. Pod koniec dawało się już wyczuć zmęczenie spowodowane ustawicznymi holami dużych ryb podczas gdy morze stopniowo stawało się coraz bardziej niespokojne a wiatr narastał. Ostatnia duża ryba tego rejsu zmęczyła mnie już na tyle, że byłem wdzięczny naszemu szyprowi Lukowi za pomoc w trzymaniu jej do zdjęcia.

lipca 06, 2013

Ciepłe dwa tygodnie

Tegoroczne lato obdarzyło nas dwoma tygodniami ciepłej i słonecznej pogody. Temperatury sięgały trzydziestu stopni Celcjusza co nie zdarza się w Irlandii zbyt często. Taka pogoda zachęcała oczywiście do spędzania czasu na świeżym powietrzu. Podczas licznych w tym czasie sesji wędkarskich trudno było się oprzeć pokusie żeby ściągnąć wodery i dla odmiany popływać w wodzie razem z bassami. Co też niektórzy wędkarze ochoczo uczynili.


Zgodnie z przewidywaniami w taką pogodę nie było większych problemów aby złowić bassy, niestety udawało się łowić jedynie małe osobniki. Niewielkie to zmartwienie jednak, jako że doskonała ciepła i słoneczna pogoda rekompensowała w pełni niedosyt centymetrów.

lipca 01, 2013

Spotkanie po sześciu latach

Seamusa poznałem w 2007 roku przez forum wędkarskie Sea Angling Ireland. Od tamtej pory wymienialiśmy informacje, wiadomości i sms-y, jednak nigdy się wcześniej nie spotkaliśmy. Odpowiedzialne za to były różne koleje losów oraz rozmaite zbiegi okoliczności. Jednak ostatecznie po przeszło sześciu latach udało nam się wybrać na wspólną sesję łowienia bassów.

Dzień był słoneczny z pewną dozą chłodzącego wiatru. Łowiliśmy na rozległej płyciźnie pomiędzy skałami i kamieniami. Jak na dość krótką sesję kończymy z dobrym wynikiem, łowiąc po dwie ryby każdy. Największa ryba tego dnia przypadła mnie, prezentowany na zdjęciu, sześćdziesięcio centymetrowy labraks.

kwietnia 27, 2013

Uporczywy trolling

Do tej pory troling stosowałem głównie jako sposób przemieszczania się z miejscówki na miejscówkę. Metoda ta pozwalała również na zlokalizowanie miejsca gdzie przebywają ryby. Przeważnie jednak trolling był raczej uzupełniającą niż podstawową metodą połowu.

Tegoroczne polowanie na sumy pozwoliło mi doświadczyć twardej szkoły trollingu. Typowy dzień rozpoczynał się pobudką o wpół do szóstej rano, tak aby około szóstej być już na wodzie i rozpocząć wielogodzinne pływanie w tę i z powrotem na około dwumilowym odcinku rzeki.

Wypływaliśmy jeszcze przed świtem, kiedy to przejmujący chłód poranka zmuszał nas do zakładania podwójnych spodni i kilku polarów. W miarę upływu czasu około południa chłód zastępowany był przez upał i ponad trzydziestostopniową spiekotę. My jednak nie szukaliśmy schronienia przed słońcem a dzielnie trwaliśmy na małym kawałku plastiku którym w istocie była nasza łódka. W miarę zapadania wieczoru upał ustępował miejsca wieczornemu chłodowi, który zmuszał nas do ponownego zakładania kolejnych warstw ubrań.

Pływanie kończyliśmy dobrze po zmroku. Wtedy to niezwłocznie rozpoczynało się coś w rodzaju wyścigu aby jak najszybciej pójść spać aby zregenerować siły przed kolejnym dniem. Zanim jednak to nastąpiło trzeba było przygotować sprzęt na następny dzień, posilić się, wziąć prysznic i (to najbardziej zapobiegliwi) przygotować kanapki na następny dzień. Niekiedy starczało jeszcze sił aby przed zaśnięciem obejrzeć zdjęcia zrobione w czasie dnia.

Niestety tegoroczny wyjazd przyniósł zadowalające wyniki jedynie jednemu z czterech uczestników wyprawy, który regularnie łowił sumy powyżej stu centymetrów zapisując na swoim koncie również jedną rybę mierzącą budzące respekt dwieście osiem centymetrów.


Pozostałym uczestnikom pozostało zadowolić się mniejszymi sumami oraz kilkoma dużymi sandaczami złowionymi podczas przerw w trollingu, które musieliśmy co jakiś czas robić aby oderwać się od monotonii pływania przez wiele dni w kółko tę samą trasą.


kwietnia 26, 2013

Sandacz

Sandacz (sander lucioperca) ryba okoniokształtna w wielu językach zwany również okoniem szczupaczym. Nazwa bardzo trafna biorąc pod uwagę jego budowę ciała, rozmiary i występowanie. Ceniona ryba sportowa, ma również znaczenie gospodarcze. Klasycznie łowi się sandacze metodą spinningową na przynęty gumowe czy koguty. Uważa się, że szczególne znaczenie ma ruch przynęty w pionie dlatego często używa się krótkie i sztywne wędki stosując technikę pionowego jigowania. Poławiany również metodami stacjonarnymi z użyciem przynęt naturalnych. Prowadzi głównie nocny tryb życia, jego oczy przystosowane są do widzenia w nocy.  Ryba ta dobrze się czuje w mętnej wodze. Larwy sandacza są bardzo wrażliwe na światło, jego nadmiar może powodować ich śmierć. Samiec sandacza buduje gniazdo i strzeże go, wachlując ikrę. Zapobiega w ten sposób zamuleniu jej oraz zapewnia dopływ natlenionej wody. Sandacze są wrażliwe na niedotlenienie wody.

Pomimo, że sandacza zwyczajowo kojarzy się z głębokimi wodami prezentowany powyżej okaz, siedemdziesięciosześciocentymetrowy sandacz został złowiony wczesnym wieczorem na mniej niż dwóch metrach wody na twardą przynętę typu crankbait.

kwietnia 25, 2013

Niespodziewany okoń

Do dzisiaj tylko jeden raz wybrałem się nad wodę mając za cel okonia (perca fluviatilis). Była to wówczas ciekawość spróbowania spinningowania używając zestawu z bocznym trokiem. Dzień obfitował wtedy w liczne brania i złowione ryby, jednak wszystkie bardzo małych rozmiarów. Później okonie łowiłem jedynie jako przyłów podczas polowania na szczupaka. Również prezentowany tutaj dorodny trzydziestopięciocentymetrowy okoń został złowiony zupełnie nieoczekiwanie. Mimo, że zawsze cieszy mnie niespodziewane spotkanie z tą kolorową rybą, niestety zazwyczaj wędka i linka, których używam są zdecydowanie zbyt mocne aby zapewnić jakąkolwiek radość z holu.

kwietnia 24, 2013

Sumy, sumy

Druga z kolei wyprawa której celem była największa słodkowodna ryba Europy nie zakończyła się satysfakcjonującym wynikiem. Jedyna duża ryba którą miałem na wędce została stracona po tym jak osiemdziesięciofuntowa plecionka pękła tuż powyżej przyponu. Przez pozostałe dni udawało mi się złowić jedynie osobniki niespełna metrowe. Największa ryba mierzyła sto sześć centymetrów.

marca 03, 2013

Przywitanie z bassami

Ubiegłoroczny sezon okazał się jednak nie być taki zły jak wydawał się być. Szczególnie biorąc pod uwagę marne warunki pogodowe. Wielu znajomych wędkarzy pobiło nie tylko swoje życiowe rekordy długości ryby ale i rekordy ilości ryb złowionych w jednym roku. Pierwszy w roku post w blogu to chyba ostania szansa na takie podsumowanie czy może raczej sprostowanie. Zdaję sobie również sprawę, że nie wszyscy się z tym zgodzą i teoria o wyjątkowo mizernym sezonie 2012 nadal będzie miała wielu zwolenników. Jestem jednak zdania, że nie należy się już zbyt długo zastanawiać nad tym co było ale patrzeć do przodu na nadchodzącą wiosnę a wraz z nią zwiększenie aktywności ryb i wędkarzy.

Pierwsze powiewy wiosny dało się już wyczuwać wcześniej ale nic tak nie motywuje do wyjścia nad wodę jak doniesienia o złowionych w okolicy rybach w połączeniu z temperaturą powietrza zbliżającą się do dziesięciu stopni Celsjusza. Dodać do tego słoneczny weekend i korzystny pływ a szybko zostaje osiągnięty wystarczający poziom ciśnienia wędkarskiego abym zapakował przygotowywany już od kilku tygodni sprzęt i udał się na okoliczne łowiska. W pierwszej kolejności udaję się na ulubione do trzech lat łowisko. Rozległa piaszczysta plaża. Na miejscu nie zastaję spodziewanego tłumu wygłodniałych łowienia wędkarzy. Szybko się przebieram i mimo, że miejsce to nie jest idealne o tej porze roku śmiało kieruję się ku wodzie. Spotyka mnie jednak duże rozczarowanie. Głęboki kanał który kiedyś łączył spływający z gór strumień z oceanem, który obdarzył mnie i wielu znajomych mnóstwem dorodnych ryb, po zimowych sztormach praktycznie przestał istnieć. Jedyne co pozostało to coś w rodzaju podłużnej niecki praktycznie bez połączenia z wodami oceanu. Przechodzę przez nią w poprzek nie zanurzając się głębiej niż do pasa. Chodzę jeszcze przez chwilę po plaży dochodząc do samego brzegu. Tam też nie daje się łowić z powodu sporych fal i zmąconej, mętnej wody. Po ledwo ponad godzinie wracam do samochodu. Szybko zdejmuję z siebie wodery i udaję się na kolejną, tym razem skalistą miejscówkę. Skaliste miejsca w słonecznej pogodzie to zawsze dobre miejsca w chłodnych porach roku. Przy wysokim pływie woda ogrzewa się od nagrzanych podczas odpływu skał. Cieplejsza woda wabi z kolei drobne organizmy i małe rybki, za którymi niezawodnie podążają drapieżniki. Większe ryby które mnie interesują. Niestety na miejsce docieram jeszcze przy stosunkowo niskiej wodzie. Na dodatek jest ona mocno pokolorowana i nieprzezroczysta. Łowię tam przez około godzinę bez specjalnego przekonania i bez rezultatów.



Kolejnego dnia udajemy się z kolegą Tomaszem na inną skalistą miejscówkę jednak przy nieco wyższej wodzie. Wieczór jest ciepły, bezwietrzny i spokojny. W bardzo relaksującej atmosferze rozpoczynamy łowienie i już po kilkunastu rzutach zacinam rybę. Pierwszy bass w tym roku! To również mój najwcześniej złowiony bass w roku, ledwie początek marca! Chwilę później Tomasz zacina kolejną rybę, która jednak wypina się tuż pod jego nogami. Niebawem kolejna ryba atakuje jego przynętę i tę już udaje mu się wyjąć z wody. Łowimy jeszcze chwilę jednak przychodząca woda zmusza nas do odwrotu na wyżej położone miejsce. Niebawem jednak zapada zmrok, a my usatysfakcjonowani udajemy się do swoich domów.