Blog wędkarski Tomaszka - posty ukazują się nieregularnie w zależności od tego czy wydarzyło się coś godnego uwagi. Komentarze mile widziane.
października 25, 2010
Zimowe rozmaitości
października 09, 2010
Lough Allua Pike Challenge 2010
W tym roku odbyło się jubileuszowe, dziesiąte spotkanie wędkarzy skupionych wokół ośrodka wędkarskiego Tir na Spideoga. Tradycyjnie pogoda nas nie rozpieszczała, choć właściwie mogliśmy trafić na znacznie gorsze warunki. Największą rybą zawodów okazał się szczupak o długości 105 centymetrów.
września 25, 2010
Wrześniowy poranek
września 04, 2010
Belony w smudze
sierpnia 28, 2010
SAI Blue Shark Meet 2010
lipca 30, 2010
Wielki Blues z Donegalu
To spotkanie oryginalnie było zaplanowane jako SAI Porbeagle Meet, jednak żarłacze śledziowe, zgodnie z raportami, przestały pokazywać się w miejscu w którym zamierzaliśmy łowić na około dwa tygodnie przed planowanym rejsem.
Mimo to wypłynęliśmy aby sprawdzić czy przypadkiem już nie powróciły. Łódź została zakotwiczona w malowniczym przesmyku pomiędzy górami, gdzie łowiliśmy do godziny piętnastej na zestawy z żywą rybką. Niestety, bez powodzenia. Przenieśliśmy się więc nieco dalej na otwarte wody gdzie ustawiliśmy się w dryf.
Pod koniec dnia na jednej z wędek zanotowaliśmy branie. Ryba pochwyciła żywą przynętę i z furią zaczęła wybierać linkę z kołowrotka, opróżniając go niemal całkowicie. Opróżnienia kołowrotka i straty rekina udało się uniknąć tylko dzięki przytomnej reakcji szypra, który uruchomił silniki i ruszył w pogoń za rybą. Wywiązała się trwająca osiemdziesiąt minut walka z rekinem. Wszyscy na pokładzie, włącznie z szyprem, byli przekonani, że na wędce kolegi jest lamna na którą się nastawialiśmy.
Jakież było nasze zdziwienie gdy przy łodzi okazało się że to duża samica żarłacza błękitnego. Ryba mierzyła siedemdziesiąt cztery i pół cala długości, do rozwidlenia ogona i trzydzieści cztery cale obwodu, co przekłada się na szacowaną wagę około stu dwudziestu funtów.
lipca 18, 2010
SAI Tope & Blue Shark Meet 2010
Drugi dzień to polowanie na żarłacza błękitnego. Na jedyne branie tego dnia przyszło nam czekać od godziny jedenastej rano, kiedy to rozpoczęliśmy dryf, aż do dwadzieścia po czwartej po południu. W międzyczasie dłużący się czas umilały nam brania plamiaków i dużych witlinków na klasyczne zestawy paternoster. Odjazd nastąpił właściwie gdy już pogodziliśmy się z myślą o porażce. Rekin w pierwszej kolejności wziął przynętę Johna. Ryba jednak wypluła przynętę po kilkunastu sekundach holu. Po chwili rekin pochwycił moją przynętę. Używałem lekkiej, trzydziesto funtowej linki. Z tego powodu, nie mogłem wywierać na rybę zbyt dużej presji. Efektem była pasjonująca i zacięta, piętnastominutowa walka. Rekin był bardzo delikatnie zacięty. Wydaje się że lżejsza linka zadziałała w tym wypadku na moją korzyść. Gdybym dysponował mocniejszą linką, prawdopodobnie stracił bym rybę w wyniku wyrwania haka z pyska, spowodowanego siłowym holem.
czerwca 24, 2010
Letnie bassy
Prawie wszystkie wyprawy są bardzo owocne. W sumie, w ciągu czterech dwu-trzy godzinnych sesji na przestrzeni czterech dni, lądujemy prawie pięćdziesiąt bassów, sześć czy siedem troci i rdzawca. Największy bass mierzył sześćdziesiąt cztery centymetry długości, a największa złowiona troć czterdzieści sześć centymetrów. W czasie jednej z wypraw udaje mi się złowić aż szesnaście ryb w ciągu niespełna dwóch godzin, co stanowi dla mnie rekord.
czerwca 21, 2010
Troć i bass
Technika i przynęty zasadniczo te same co na bassy jako że nadal to one są głównym celem wypraw. Jednak jak dotąd udaje się łowić jedynie duże ilości niedorostków. W tych okolicznościach waleczna troć jest doskonałym dodatkiem. Miejsca gdzie występują obok siebie, obydwa gatunki tradycyjnych sportowych ryb morskich, labraks i troć, to z pewnością światowego formatu łowiska. Wędkowanie w takim miejscu to jedna z najlepszych wędkarskich przygód.
maja 09, 2010
Powrót szczupaka
O świcie, spotykam się z moim kolegą, na co dzień przewodnikiem wędkarskim, nad brzegiem niewielkiego jeziorka w hrabstwie Galway. Nie bez problemów, spowodowanych niskim stanem wody, zrzucamy łódkę na wodę i rozpoczynamy łowienie. Już po kilkudziesięciu minutach notujemy branie na wędce uzbrojonej w zestaw z martwą płocią. Ryba jest bardzo waleczna i raczy nas wieloma silnymi odjazdami. Po trwającej dłuższą chwilę walce, niespełna metrowy szczupak ląduje w łodzi.
Niestety, mimo szczerych starań w dalszej części dnia lądujemy, jeszcze tylko dwie niewielkie ryby. Celowo pomijam dość liczne brania szczupaczej młodzieży o rozmiarach zbliżonych do przynęt których używaliśmy. Mimo skromnego wyniku z radością przyjąłem powrót z wędką na wody słodkie.
kwietnia 17, 2010
Bassy w falach
Warunki były dość trudne. Nierówne, poszarpane, jakże typowe skały i smagająca je wysoka fala. Miejsce na którym stałem było niemalże ponad poziomem wody, jednak uderzająca fala sprawiała, że regularnie czułem w ustach smak słonej wody. Patrząc na piętrzące się w pewnej odległości fale, widziałem w nich ryby. Niektóre dawały się nieść fali, niektóre eleganckimi ruchami przemieszczały się wewnątrz wodnego grzbietu. W czasie sesji byłem całkowicie pewien że są to bassy. Niekiedy widziałem pojedyncze ryby, niekiedy dwie lub trzy jednocześnie. Mój wędkarski przyjaciel, znający tę miejscówkę nieco dłużej twierdzi jednak, że były to cefale a nie bassy. Trudno mi jest się z tym zgodzić, gdyż ani razu nie zaobserwowałem typowego dla cefali wyskakiwania w wody w momencie podanie przynęty w miejsce gdzie przebywały ryby. Wielokrotnie zaś zaobserwowałem typowe dla bassa młynki w wodzie i podążanie za przynętą.
Rezultat dwu i pół godzinnej sesji to trzy wylądowane bassy o rozmiarach około pięćdziesięciu centymetrów. Największy z nich mierzył pięćdziesiąt sześć centymetrów długości. Wszystkie ryby były niezwykle żywotne i na lekkiej wędce dawały dobrą walkę, dodatkowo wykorzystując siłę morskich fal.
kwietnia 10, 2010
Tryplet skoordynowany
Na swoich wyprawach morskich najczęściej używam lekkiej wędki o mocy jedenastu kilo i ciężarze wyrzutu około 110g (4 oz). Podczas jednego z rejsów postanowiłem wypróbować „diabelski zestaw” (ang. devil rig). Trzy-hakowy paternoster z elementami wabiącymi wykonanymi z kawałka plastikowej, fluorescencyjnej rurki naciągniętej na hak przystrojony „makrelowym” piórkiem. Podczas jednego z opuszczeń zestawu poczułem spory opór po którym nastąpił gwałtowny odjazd ryby. Po nim drugi i trzeci silny odjazd. Przyznam, że byłem przekonany, że walczę z pojedynczą dużą rybą w myśl teorii opisanej na początku tego postu, jakoby dwie ryby zacięte na jednym zestawie nie były zdolne do skoordynowanej ucieczki. Jakież było moje zdziwienie gdy po dłuższej walce na powierzchni pojawiły się nie dwa a trzy rdzawce zacięte na mój zestaw paternoster. Tym razem zdobyczą okazały się dwa dobrych rozmiarów rdzawce i trzeci nieco mniejszy (na zdjęciu można dostrzec jego pysk przy jednym z wabików zestawu).
Wnioskiem jest więc, że nawet kilka ryb zaciętych jednocześnie na zestawie z kilkoma hakami może podjąć skoordynowaną walkę. Kluczem zdaje się być fakt, że ryby zaatakowały zestaw w pół wody. Co u wszystkich z nich zaowocowało naturalną ucieczką w kierunku dna. Zdaje się, że ten odruch dał wrażenie skoordynowanej walki, niczym z pojedynczą rybą.
marca 17, 2010
Trocie zamiast bassa
Moje przewidywania się sprawdziły jednak nie do końca. Zamiast bassów natknąłem się na całe stado troci wędrownych. Ryby pukały i przytrzymywały przynętę niemal w każdym rzucie. W czasie krótkiej dwugodzinnej sesji zaciąłem dziesięć ryb z czego wyholować udało mi się sześć. Kolejna sesja, również dwu godzinna odbyła się przy znacznie silniejszym wietrze. Jednak to zdawało się zupełnie nie przeszkadzać trociom. Tę sesje zakończyłem z wynikiem pięciu ryb na brzegu z siedmiu zaciętych. Większość ryb mierzyła w okolicach osiemnastu cali a największa z nich czterdzieści osiem centymetrów długości.