czerwca 27, 2007

Raja ciernista 84 cm

Cały tydzień upłynął pod znakiem surf-castingu. Głównie z powodu korzystnego pływu, który zawracał z odpływu w przypływ, gdy zapadał zmierzch. Dzięki temu dwa korzystne czynniki nakładały się dając świetną okazję do połowu wyruszających na nocne łowy rekinków psich i raji ciernistych. Raja nawet na mocnym plażowym zestawie potrafi dać dobrą walkę, niejednokrotnie robiąc odjazd mimo dość mocno dokręconego hamulca. Na zdjęciu spodnia strona ryby, największej jak do tej pory, którą udało mi się złowić.

czerwca 23, 2007

Fenit Island

Można powiedzieć, że to pierwszy sukces w trudnej sztuce surfcastingu. Co prawda łowiłem już z plaży bassy na spinning, jednak wszelkie połowy gruntowe zakończone sukcesem odbywały się bądź z pomostów czy przystani bądź z klifów. Tym razem jednak mój upór i konsekwencja zaowocowały. Po pierwsze dobrze wybrałem miejsce i porę. Fenit Island wieczór. Chwila po zwrocie pływu na wzbierający. Po drugie, poprzednie bezowocne wyprawy dały tyle, że nauczyłem się podawać zestaw na wystarczającą odległość. I mimo że wiatr nie był wcale słaby a na dodatek wiał w kierunku lądu odległość, na jaką szybował zestaw była zadowalająca. Sam zestaw również wypracowany drogą poprzednich doświadczeń. Zrezygnowałem z tak polecanego wszem i wobec dwu-hakowego zestawu na korzyść jednego haka 2/0 na bocznym troku i ciężarka z wąsami 150g. Jako przynęta posłużyły poczciwe paski mięsa makreli. Pierwszą surfcastingową zdobyczą okazał się pospolity rekinek psi (dogfish). Jednak na pocieszenie, największy, jakiego do tej pory złowiłem – 66cm


Ten sukces oczywiście podniósł moje morale i dodał zapału. Niespełna półtorej godziny później szczytówka najpierw prostuje się a następnie po pewnej chwili zaczyna być energicznie szarpana. Zacięcie i od razu czuję, że ryba jest większa niż poprzednia zdobycz. Holując ostrożnie rybę zastanawiam się, co mam na końcu wędki. Wiem, że ryba na pewno nie walczy jak dogfish, który stawia raczej równomierny opór, po czym chlapie się na powierzchni. Ryba, co jakiś czas szarpie bardzo energicznie wędką w czasie holu. To jeszcze bardziej wzmaga moją ostrożność gdyż zastanawiam się czy nie mam na wędce bassa, wiedząc, że i na przynętę leżącą na dnie można je niekiedy złowić. W końcu przy samej plaży widzę przewalające się w wodzie duże płetwy. To na pewno nie jest bass ani nic, co do tej pory miałem na wędce. Po chwili ląduję ponad 70-cio centymetrową raję ciernistą (Raja clavata) nazywaną tutaj thornback ray.

Trzeba się z nimi obchodzić z ostrożnością, jako, że nie dość, że ich ciało oraz ogon pokryte jest dużą ilością ostrych kolców, to większe osobniki potrafią wytwarzać silne ładunki elektryczne. I tak kończy się pierwszy skuteczny połów surfcastingowy.

czerwca 08, 2007

Rdzawiec, co 5 minut

Ponieważ okres ochronny na bassa wciąż trwa, udałem się dalej, za "bassową" plażę, w okolice latarni morskiej, gdzie ze skał jest dostęp do głębszej wody. Prawdopodobieństwo złowienia tam bassa jest niewielkie za to można liczyć na rdzawce.

Rdzawce biorą wyśmienicie, niestety maluszki. Mimo to w niespełna godzinę, łowię dziesięć małych rybek. Po braniu mały rdzawiec chwile energicznie szarpie wędką, po czym daje za wygraną i dalsza część holu przypomina już przysłowiowe "ciągnięcie szmaty".

Po około godzinie od rozpoczęcia łowienia, przypływ przynosi do brzegu masę zielska, które czepia się przynęty i skutecznie zniechęca do wędkowania. Mimo to jak na godzinny wypad i tak całkiem przyjemnie. No cóż, tym razem nie jakość a ilość. Zanim zdążył zapaść zmierzch wracam do domu.

czerwca 04, 2007

Rzeka Shannon


Długi czerwcowy weekend na rzece Shannon. Pojechaliśmy tam z Tomkiem na zaproszenie Kuby, kolegi z jerkbait.pl Jak łatwo się domyślać, chłopaki używali krótkich wędek castingowych, a ja przydługiego kija trociowego z kołowrotkiem o stałej szpuli. Niestety podobnie jak w Szwecji tak i w Irlandii szczupaki na przełomie wiosny i lata nie brały i niezmiernie trudno było cokolwiek ugrać. Prawdopodobnie z powodu ciepłej zimy. Nie tylko nam słabo szło, Kuba kilka dni wcześniej spotkał na pobliskim jeziorze Ree ekipę WMH, kręcącą film o wędkowaniu w Irlandii, ale i oni złowili ledwo kilka krótkich szczupaków. Pierwszego dnia wiał wiatr, było dość zimno i co jakiś czas padał deszcz. Tego dnia złowiłem dwa szczupaki 70 cm, Kuba jedną 80 cm i Tomek też jedną czy dwie 70-tki. Poza tym kilka glutów pod 50cm ze trzy okonie przez przypadek i to by było na tyle.


Nędza…. mimo, że relacja z tego dnia połowu brzmiała „złowiliśmy około 30-stu ryb!” Jednak gorsze dopiero miało nadejść. Kolejny dzień na wodzie, mimo znacznej poprawy pogody, skończył się kompletną porażką. Kuba nie miał nawet dotknięcia, ja przez chwilkę holowałem pięćdziesiątaka złowionego w trolingu, który po chwili holu spadł. Honor wyprawy uratował Tomek, który tego dnia trafił 88cm szczupaka – chociaż tyle! Gratulacje Tomek.

No i to była ryba wyprawy. Metrówki w czasie tego wyjazdu widzieliśmy jedynie na zdjęciach. Jednak podsumowując wyjazd można uznać za udany. Spędziłem 2 dni z profesjonalnymi wędkarzami i świetnymi kompanami. Przyjrzałem się z bliska castingowym zabaweczkom. A przede wszystkim niezmiernie dużo dowiedziałem się o łowieniu szczupaków. Pozostaje jedynie niedosyt, jeśli chodzi o ryby i nawet nie przekonały mnie zapewnienia kolegów, że nie jest tak źle, bo przecież złowiłem „życiówkę” (72 czy 73 cm) bo przecież poprzedni miał tylko siedemdziesiąt. Nie ma to jak się pocieszać.