maja 09, 2010

Powrót szczupaka

Ostatnie dwa lata poświęcone były w przeważającej części wędkarstwu morskiemu. Wypady na wody słodkie, w tym czasie, można było dosłownie policzyć na palcach jednej ręki. Tej wiosny postanowiłem odkurzyć nieco swoje szczupakowe przynęty i wyprawić się w poszukiwaniu tej sztandarowej ryby sportowej wód słodkich.

O świcie, spotykam się z moim kolegą, na co dzień przewodnikiem wędkarskim, nad brzegiem niewielkiego jeziorka w hrabstwie Galway. Nie bez problemów, spowodowanych niskim stanem wody, zrzucamy łódkę na wodę i rozpoczynamy łowienie. Już po kilkudziesięciu minutach notujemy branie na wędce uzbrojonej w zestaw z martwą płocią. Ryba jest bardzo waleczna i raczy nas wieloma silnymi odjazdami. Po trwającej dłuższą chwilę walce, niespełna metrowy szczupak ląduje w łodzi.

Niestety, mimo szczerych starań w dalszej części dnia lądujemy, jeszcze tylko dwie niewielkie ryby. Celowo pomijam dość liczne brania szczupaczej młodzieży o rozmiarach zbliżonych do przynęt których używaliśmy. Mimo skromnego wyniku z radością przyjąłem powrót z wędką na wody słodkie.

kwietnia 17, 2010

Bassy w falach

Jeszcze nigdy nie widziałem tylu bassów w czasie jednej sesji wędkarskiej. Przyznaję jednak, że większość z nich była obserwowana w stanie wolno-pływającym a nie wylądowanym. Irlandzka wiosna jest w tym roku wyjątkowo słoneczna i ciepła. Postanowiłem więc wypróbować nową miejscówkę na bassy. W odróżnieniu od większości moich sprawdzonych miejsc, jest ona szczególnie produktywna w czasie maksimum pływu. Uważny czytelnik bloga zapewne zauważył, że większość moich wypraw na labraksy odbywa się w okolicy pływowego minimum. Tym razem jednak podjąłem siedemdziesięcio kilometrową wyprawę aby znaleźć się na upatrzonej plaży na dwie godziny przed maksimum pływu.

Warunki były dość trudne. Nierówne, poszarpane, jakże typowe skały i smagająca je wysoka fala. Miejsce na którym stałem było niemalże ponad poziomem wody, jednak uderzająca fala sprawiała, że regularnie czułem w ustach smak słonej wody. Patrząc na piętrzące się w pewnej odległości fale, widziałem w nich ryby. Niektóre dawały się nieść fali, niektóre eleganckimi ruchami przemieszczały się wewnątrz wodnego grzbietu. W czasie sesji byłem całkowicie pewien że są to bassy. Niekiedy widziałem pojedyncze ryby, niekiedy dwie lub trzy jednocześnie. Mój wędkarski przyjaciel, znający tę miejscówkę nieco dłużej twierdzi jednak, że były to cefale a nie bassy. Trudno mi jest się z tym zgodzić, gdyż ani razu nie zaobserwowałem typowego dla cefali wyskakiwania w wody w momencie podanie przynęty w miejsce gdzie przebywały ryby. Wielokrotnie zaś zaobserwowałem typowe dla bassa młynki w wodzie i podążanie za przynętą.

Rezultat dwu i pół godzinnej sesji to trzy wylądowane bassy o rozmiarach około pięćdziesięciu centymetrów. Największy z nich mierzył pięćdziesiąt sześć centymetrów długości. Wszystkie ryby były niezwykle żywotne i na lekkiej wędce dawały dobrą walkę, dodatkowo wykorzystując siłę morskich fal.

kwietnia 10, 2010

Tryplet skoordynowany

Łowienie na zestawy z wieloma hakami jest jednym z podstawowych sposobów wędkowania na morzu. Poza zwiększeniem prawdopodobieństwa zwabienia i skutecznego zacięcia ryby, metoda ta daje również szansę na walkę z kilkoma rybami jednocześnie. Teoria mówi jednak, że bardziej sportowym sposobem połowu jest używanie zestawu z jednym hakiem. Poza oczywistym zmniejszeniem prawdopodobieństwa brania, chodzi przede wszystkim o sposób walki z rybą na wędce. Pojedyncza ryba na końcu zestawu pozwala lepiej wczuć się w walkę. Wędkarz walczy z rybą a ryba z wędkarzem. Podczas holu kilku ryb zaciętych na tym samym zestawie, ryby walczą również między sobą. Tym samym gra staje się mniej celowa. Naturalnie, preferowane są wtedy mocniejsze wędki, pozwalające łatwiej; siłowo wyciągnąć na powierzchnię szarpiące się ryby.

Na swoich wyprawach morskich najczęściej używam lekkiej wędki o mocy jedenastu kilo i ciężarze wyrzutu około 110g (4 oz). Podczas jednego z rejsów postanowiłem wypróbować „diabelski zestaw” (ang. devil rig). Trzy-hakowy paternoster z elementami wabiącymi wykonanymi z kawałka plastikowej, fluorescencyjnej rurki naciągniętej na hak przystrojony „makrelowym” piórkiem. Podczas jednego z opuszczeń zestawu poczułem spory opór po którym nastąpił gwałtowny odjazd ryby. Po nim drugi i trzeci silny odjazd. Przyznam, że byłem przekonany, że walczę z pojedynczą dużą rybą w myśl teorii opisanej na początku tego postu, jakoby dwie ryby zacięte na jednym zestawie nie były zdolne do skoordynowanej ucieczki. Jakież było moje zdziwienie gdy po dłuższej walce na powierzchni pojawiły się nie dwa a trzy rdzawce zacięte na mój zestaw paternoster. Tym razem zdobyczą okazały się dwa dobrych rozmiarów rdzawce i trzeci nieco mniejszy (na zdjęciu można dostrzec jego pysk przy jednym z wabików zestawu).

Wnioskiem jest więc, że nawet kilka ryb zaciętych jednocześnie na zestawie z kilkoma hakami może podjąć skoordynowaną walkę. Kluczem zdaje się być fakt, że ryby zaatakowały zestaw w pół wody. Co u wszystkich z nich zaowocowało naturalną ucieczką w kierunku dna. Zdaje się, że ten odruch dał wrażenie skoordynowanej walki, niczym z pojedynczą rybą.

marca 17, 2010

Trocie zamiast bassa

Całkiem niezła marcowa pogoda i sprzyjający pływ skusiły mnie do odwiedzenia piaszczystych brzegów hrabstwa Kerry celem sprawdzenia czy uda mi się złowić pierwszego w tym roku bassa. Po przybyciu na miejsce byłem zaskoczony bardzo dużą przejrzystością wody. To oczywiście dobrze wróżyło moim planom gdyż w relatywnie ciepły dzień i przy przejrzystej wodzie ryby powinny dobrze żerować.

Moje przewidywania się sprawdziły jednak nie do końca. Zamiast bassów natknąłem się na całe stado troci wędrownych. Ryby pukały i przytrzymywały przynętę niemal w każdym rzucie. W czasie krótkiej dwugodzinnej sesji zaciąłem dziesięć ryb z czego wyholować udało mi się sześć. Kolejna sesja, również dwu godzinna odbyła się przy znacznie silniejszym wietrze. Jednak to zdawało się zupełnie nie przeszkadzać trociom. Tę sesje zakończyłem z wynikiem pięciu ryb na brzegu z siedmiu zaciętych. Większość ryb mierzyła w okolicach osiemnastu cali a największa z nich czterdzieści osiem centymetrów długości.

stycznia 02, 2010

Morski pstrąg...

Nowy rok powitał mnie mroźną słoneczną pogodą, minimalnym wiatrem i pełnią księżyca. Skłoniło mnie to do urządzenia kilku porannych ekspedycji na piaszczyste łachy odkryte przy niskim stanie wody. Temperatura powietrza około zera z biegiem dnia zwiększająca się do około 5 stopni. Sezon 2010 otwarty.